Joanna Mackiewicz
Minął kolejny rok obfity w pisarskie biografie. Sądzę, że najciekawsza z nich wyszła spod pióra sopockiej dziennikarki, reporterki Gazety Wyborczej, Magdaleny Grzebałkowskiej.
Jej książka „Ksiądz Paradoks”[1] jest opowieścią o życiu poety, którego twórczość cieszyła się w ostatnich latach minionego stulecia nieprawdopodobnym wręcz zainteresowaniem. Wiersze księdza Jana Twardowskiego docierały do wszystkich, urzekały dowcipem i prostotą. Z pozoru naiwnie sentymentalne, religijne, drobne utwory czytali artyści, intelektualiści, zwykli ludzie.
W tym czasie zmieniał się świat wokół nas, wszystko stawało się inne, otwieraliśmy się na nowe doznania artystyczne. W latach przełomu księża poeci spadali nam prosto z nieba. Karol Wojtyła, Jan Twardowski, Janusz St. Pasierb, Wacław Oszajca, Kazimierz Wójtowicz, Jan Sochoń, Andrzej Madej, Jerzy Szymik kształtowali wtedy naszą duchowość.
U Jana Twardowskiego kapłaństwo łączyło się nierozerwalnie z potrzebą pisania wierszy.
Sporo czasu upłynęło od jego śmierci, dlatego Magdalena Grzebałkowska miała twardy orzech do zgryzienia – świadczyć za nim mogło już niewielu, urósł też spory mur niechęci pomiędzy nią, a jedyną spadkobierczynią spuścizny poety. ”Los mu sprzyjał w zacieraniu śladów. Jak napisała autorka biografii – Jan Twardowski nie zostawił żadnych wspomnień, a ludziom, którzy z nim przegadali całe godziny, nie powiedział o sobie nic osobistego”. Cóż, prawdziwy Ksiądz Paradoks, do końca pozostający wiernym zasadzie, że „wszystko jest wtedy, kiedy nic dla siebie”[2]…
Z wszelkimi przeciwnościami autorka poradziła sobie doskonale. Jej książka uczciwie, krok po kroku wprowadza nas w życie księdza. Świadoma swego warsztatu dziennikarskiego, w kilkudziesięciu zamkniętych, krótkich rozdziałach mówi o jego kapłaństwie, o ludziach z jego kręgu, o związanych z nim kobietach, o poczuciu humoru i samotności. Czasem coś od siebie dopowiada, zakładając, że tak właśnie mogło być. Tekst uzupełniają kolorowe fotografie pokazujące warszawski dom Jana Twardowskiego w klasztorze Sióstr Wizytek, biało-czarne zdjęcia kartek wysyłanych przez niego wiele lat do Anny Kamieńskiej i kopie akt na jego temat znajdujące się w Instytucie Pamięci Narodowej.
W mieszkaniu przy kościele na Krakowskim Przedmieściu poeta zamieszkał po objęciu stanowiska rektora kościoła Sióstr Wizytek. Wcześniej tę funkcję pełnił współzałożyciel Komitetu Obrony Robotników, ksiądz Jan Zieja. Pierwszy powojenny zbiór wierszy Jana Twardowskiego wyszedł razem ze zbiorem Pawla Heintscha, zatytułowanym „Niepowrotne godziny”.
Najprawdopodobniej nie na rękę obu poetom była ta wspólna edycja, bo zupełnie inaczej budowali oni swój poetycki świat. Bóg w wierszach Heintscha był groźnym Głosem, u Twardowskiego zaś samą dobrocią i miłością, ale o publikacji decydowały władze kościelne, a od ich decyzji nie było żadnego odwołania. Prymas Stefan Wyszyński – jak zwierzał się jeden z rozmówców Magdaleny Grzebałkowskiej – nie rozumiał poezji i nie bardzo lubił księży poetów. Ale jego następca, kardynał Józef Glemp, musiał wysoko cenić osobę Jana Twardowskiego, bo zadecydował o tym, że jego prochy zostaną złożone w Świątyni Opatrzności w Wilanowie. Poeta miał wprawdzie zupełnie inne plany, bo na wieczny spoczynek wybrał sobie Powązki, chciał leżeć wśród zieleni i ptaków, marzył, by na jego grobie ludzie zostawiali orzechy dla wiewiórek….
Jan Twardowski był postacią kultową, uwielbianą przez czytelników, nie zawsze jednak docenianą przez historyków literatury. Jego twórczość mieści się we współczesnym nurcie poezji metafizycznej, ale fenomen jej popularności stanowi raczej pole do badań dla psychologów albo socjologów.
Tworząc portret poety Magdalena Grzebałkowska nie próbuje oceniać jego dorobku poetyckiego, interesuje ją złożona osobowość człowieka, który pisał proste wiersze i mówił, że przed jakąkolwiek przesadą ratują go paradoksy, bo „skoro jest milczenie/to modlitwa jest wtedy, gdy mówić nie sposób”[3].
Pamiętam jeden z wieczorów poetyckich na Zamku Lubelskim w latach osiemdziesiątych. Tłum młodych w skupieniu słuchał wtedy cichego głosu poety i wcale ich chyba nie śmieszył wytarty tupecik na jego głowie i nieodłączna stara torba oparta o poręcz fotela. Czy komuś dziś udałoby się jeszcze zbudować podobny nastrój?
[1] Magdalena Grzebałkowska, Ksiądz Paradoks.Biografia Jana Twardowskiego.Wyd.Znak,Kraków 2011.
[2] Jan Twardowski, Jaka to radość…
[3] Jan Twardowski, Dobranoc..