Teresa Zawisza-Chlebowska
Cytat zaczerpnięty z Iwana Kryłowa oddaje sytuację ucznia zdolnego we współczesnej szkole. Trawestując pisarza, można zaryzykować zdanie: „Uczeń zdolny jest często wadą w zespole klasowym”. Dlaczego? Stanowi niejednokrotnie kłopot zarówno dla nauczycieli, koleżanek i kolegów, samego siebie, jak i dla rodziców. Wielu czytelnikom wyda się to nieprawdopodobne, bo przecież rodzice chcieliby mieć zdolne dzieci, nauczyciele utalentowanych uczniów (najlepiej w każdej dziedzinie, a właściwie w każdym przedmiocie występującym w szkolnym planie nauczania), a uczniowie marzą o zdolnościach, które przełożyłyby się na wysokie wyniki i świadectwo z biało-czerwonym paskiem. No właśnie, skąd zatem wspomniany wcześniej kłopot?
Otóż uczeń zdolny powinien zostać rozpoznany, czyli mówiąc fachowo zdiagnozowany jako ten, który posiada jakiś talent. Zwracam uwagę na fakt, iż ciągle powraca sformułowanie „uczeń”, a przecież dziecko staje się uczniem po kilku latach życia i to latach jakże ważnych w rozwoju, kiedy uwidacznia się naturalna ciekawość i nieustające pytanie: „dlaczego”? Pierwszą i podstawową rolą rodziców związaną z edukacją własnych dzieci nie jest wcale posłanie pociech do szkoły, ale rozbudzanie, podtrzymywanie, rozwijanie ciekawości świata przejawiającej się od momentu, w którym dziecko zacznie poznawać otaczającą rzeczywistość – tę bliską, a potem coraz dalszą. Przecież nasze pociechy na początku interesują się wszystkim, chodzi o to, aby nie zmarnować naturalnej chęci doświadczania i poznawania, ale przekształcić ją w zainteresowania. Są dzieci, które dość wyraźnie je sygnalizują, są też takie, które nieustannie zmieniają obiekt swoich zainteresowań. Czujni rodzice i nauczyciele potrafią rozpoznać i podtrzymywać to, czym młodzi ludzie akurat chcą się zajmować. Jak więc widać, rodzice nie są zwolnieni z pracy nad rozwojem swoich dzieci, jeśli chcą mieć tzw. „zdolne dziecko”. Wręcz przeciwnie, powinni poświęcać im wiele uwagi i być czujnymi na sygnały płynące od młodych ludzi. Podobnie jest z nauczycielami. Powszechnie sądzi się, że „zdolny uczeń wyłoni się sam”, że „da sobie radę, bo … jest zdolny”! Na ogół tak właśnie jest i wtedy rodzi się problem, jak pracować z tym zdolnym.
Co robić, aby odkryć i kształtować zdolności?
O indywidualizacji tempa i treści mówi się nie od dziś, ale właśnie to jest podstawowy sposób na to, aby zainteresować zagadnieniami zarówno uczniów zdolnych, jak i tych, którzy nie przejawiają skłonności do zgłębiania nowych zagadnień. Co można zrobić? Na przykład:
- angażować uczniów zainteresowanych przedmiotem do pomagania w zajęciach i uczynić z nich asystentów nauczyciela;
- przygotowywać różnorodne zestawy pytań, zadań dla różnych uczniów; ten sam tekst literacki może być opatrzony innymi pytaniami (zróżnicowanymi ze względu na stopień trudności),
- ograniczyć rolę podawczą na korzyść metod aktywizujących i skłaniających uczniów do działania,
- na ile tylko można, skupiać się na tym, co uczniów interesuje,
- stawiać jak najwięcej pytań – to nauczyciel wie, jak na nie odpowiedzieć, dla uczniów poszukiwanie odpowiedzi może i powinno być zajęciem ciekawym i rozwijającym,
- zachęcać uczniów do zadawania pytań,
- angażować uczniów w działanie, czyli wykorzystywać metodę projektu, pamiętając jednak, że nie jest to panaceum na rozwiązanie każdego problemu,
- poszukiwać zadań i rozwiązań ciekawych i niestandardowych (to dotyczy także tematów wypracowań z języka polskiego; prace na tematy „zgrane”, standardowe, od lat takie same są łatwe do znalezienia w internecie i w myśl zasady „okazja czyni złodzieja” uczniowie po prostu sięgają po nie, nie starając się samodzielnie ich napisać).
Albert Einstein (którego edukacja szkolna wcale nie była usłana różami i nie należała do najłatwiejszych) stwierdził (już jako dorosły człowiek): “Większość nauczycieli traci czas na zadawanie pytań, które mają ujawnić to, czego uczeń nie umie, podczas gdy nauczyciel z prawdziwego zdarzenia stara się za pomocą pytań ujawnić to, co uczeń umie lub czego jest zdolny się nauczyć.”
Stereotypy w życiu szkolnym i nie tylko
Życiem szkolnym rządzą stereotypy. Jakie? O jednym już była mowa: „zdolny uczeń da sobie radę”. Inny to uzależnianie zdolności od płci i tak, zgodnie ze stereotypowym postrzeganiem, matematykami są chłopcy, a dziewczynki to humanistki. Nic bardziej błędnego i mylnego. Nie ma dowodów na to, że tak właśnie jest, ale wielowiekowa tradycja uświęciła takie postrzeganie kobiet i mężczyzn. Wmawianie dziewczętom, że nie umieją lub nie nauczą się matematyki, jest programowaniem ich na niechętne zgłębianie tej dziedziny, poza tym rodzi z góry niewiarę we własne siły i zniechęca do podejmowania działań i prób, aby zmierzyć się z przedmiotami ścisłymi.
Podobny stereotyp dotyczy rozróżnienia „ucznia dobrego” i „ucznia zdolnego”. Często stawia się między nimi znak równości, a tym samym zachęca do zbierania najwyższych ocen ze wszystkich przedmiotów, czyli do osiągania jak najwyższej średniej. Tym samym uczeń nie interesuje się tym, co najbardziej lubi, ale uczy się wszystkiego, może nawet bez wysiłku, nie ma jednak wyraźnie sprecyzowanych zainteresowań. Natomiast ten, który skupia się przede wszystkim na swojej ulubionej dziedzinie, a mniej uwagi poświęca innym przedmiotom szkolnym, funkcjonuje często jako uczeń przeciętny. Nie zachęcam oczywiście do tego, aby pozwolić uczniom na absolutne oddanie się swoim pasjom (np. zgłębianiu rodzajów uzbrojenia na przestrzeni wieków) i przyzwolić na zaniedbanie nauki. Rolą mądrego nauczyciela – przewodnika, mistrza, wychowawcy – jest takie kierowanie poczynaniami uczniów, aby byli oddani swej pasji, a jednocześnie mogli ukończyć szkołę bez przeszkód.
Ponadto (zgodnie z kolejnym stereotypem) dziewczynki powinny być dobrymi uczennicami. Dobrymi, znaczy piątkowymi, a współcześnie nawet szóstkowymi. Skoro tak, to skupiają się na byciu „dobrą uczennicą” i nie rozwijają swoich zainteresowań, bo albo ich nie mają, albo nie rozpoznały, bo nie miały szans, albo nie mają już czasu na zajmowanie się pasją. Świat (tzn. rodzice, rodzina, szkoła) nie wybaczy poświęcenia piątek dla zajmowania się np. pająkami (brrr, dziewczynka i pająki, toż to wręcz nie wypada!).
Przeszkodą zabijającą jakąkolwiek chęć działania, a zatem możliwość rozwinięcia zainteresowań i sprawdzenia własnych zdolności, jest kolejny stereotyp polegający na wmawianiu uczniom, a jeszcze wcześniej małym dzieciom, że się do tego nie nadają. Przekłada się to na bardzo częste mówienie przez uczniów: „Ja tego nie umiem”, zanim jeszcze podjęli działanie (to tak jak z jedzeniem – nie można stwierdzić, że danej potrawy się nie lubi, skoro jej się nie spróbowało).
Pamiętajmy, że: „Talent określa, co człowiek robi, nie określa, kim człowiek jest. (…) Kiedy wiesz, kim jesteś, możesz dokonać wszystkiego” Terry Pratchett, Czarodzicielstwo.
W gąszczu konkursów i olimpiad …
W przypadku uczniów dobrych ze wszystkich przedmiotów szkolnych często można zaobserwować zjawisko, że startują w wielu (kilku) konkursach przedmiotowych, ale w efekcie nie zdobywają tytułu laureata w żadnym z nich. Dlaczego? Swój czas, energię, zaangażowanie rozdrabniają na kilka dziedzin, żadnej nie poświęcając należytej uwagi. Są dobrzy, wiele wiedzą i umieją, nawet więcej niż inni koledzy, ale żadna z tych dziedzin nie jest poparta rzeczywistą pasją. Jeśli przedmioty konkursowe są z podobnych dziedzin, jest jeszcze szansa, że uda się zdobyć tytuł laureata, inaczej uczniowie ci odpadają na niższych etapach konkursowych. Nie jest to wcale zjawisko rzadkie i zdarza się tak, że nauczyciele namawiają tego samego ucznia do startowania w kilku zupełnie odległych treściowo konkursach, mając nadzieję, że zdarzy się dobry wynik. Tak jednak nie jest i pozostają żal i rozczarowanie. „Ani bowiem talent bez wiedzy, ani wiedza bez talentu nie mogą stworzyć doskonałego mistrza.” Witruwiusz
Tu rodzi się kolejny problem, otóż niejednokrotnie siłą napędową uczniów biorących udział w rozmaitych konkursach i olimpiadach jest rywalizacja, chęć zdobycia nagrody, tytułu, rozgłosu, popularności. Nie jest to nic nagannego, ale tak naprawdę wygrana jest bardziej osiągalna, gdy celem jest sama gra, zmaganie się z problemem, poszukiwanie rozwiązań, pokonywanie własnych barier czy to fizycznych, czy umysłowych. W psychologii jest udowodnione, że zbyt wysoka motywacja przeszkadza w osiągnięciu celu, czasami wręcz paraliżuje, odbiera zdolność myślenia lub działania. Jeśli uczeń skupiony jest na działaniu i to ono ma go doprowadzić do celu, to poświęca wiele uwagi problemowi i jest w stanie rozwiązać go jak najlepiej. Jeśli jednak motorem działania, jest chęć pokonania rywali i osiągnięcia celu za wszelką cenę, to osłabione zostaje skupienie na działaniu, cel może się niebezpiecznie oddalić.
Zadaniem rozsądnych rodziców, a w szkole nauczycieli, jest nauczyć dzieci (uczniów) nie rywalizacji, tylko cieszenia się z pokonywania przeszkód. Tymi przeszkodami mogą być zadania matematyczne, fizyczne, chemiczne, przygotowanie przemówienia, prezentacji, namalowanie obrazu, przeprowadzenie eksperymentu. Każde działanie, rozwiązanie, zwłaszcza dokonane samodzielnie lub w zespole (w zależności od rodzaju pracy) staje się przyczyną zadowolenia i satysfakcji.
Skrajną sytuacją jest nadmierne motywowanie uczniów do bycia najlepszymi. Tak postępują zapobiegliwi rodzice, którzy zapisują swoje dzieci na rozmaite zajęcia pozalekcyjne: sportowe, artystyczne, językowe itp. Codziennie wożą pociechy na zajęcia, a młodzi ludzie nie mają czasu na to, by się zastanowić, czy im się to podoba, czy nie. Zresztą nikt ich się o to nie pyta. To nie jest dobry sposób na rozwijanie zdolności i zainteresowań. Zmęczenie prowadzi do zniechęcenia i w gruncie rzeczy efekt jest odmienny od oczekiwanego. Wniosek, jak zawsze: wszystko należy czynić z umiarem, zwłaszcza gdy dotyczy to dzieci.
„W każdym człowieku jakiś talent bywa”
To kolejne zdanie Iwana Kryłowa, a ze zdania tego wynika, że „talent bywa”, a zatem nie musi być, a jednocześnie mowa jest o „każdym człowieku”. Można zatem zaryzykować twierdzenie, że „w każdym uczniu jakiś talent bywa”. Zadaniem mądrego nauczyciela jest znalezienie tego talentu. Mówiąc „talent”, nie mam na myśli od razu osiągnięć maturalnych w wieku lat piętnastu czy podejmowania studiów, gdy jest się uczniem szkoły podstawowej (np. ósmoklasistą). Chodzi o talenty na miarę młodych ludzi, którzy odpowiednio pokierowani będą mieli satysfakcję z rozwiązywania problemów, działania, poznawania, odpowiadania na mądrze dobrane pytania – coraz trudniejsze, ale ciekawe i niestereotypowe.
Jak to osiągnąć? Oczywiście niebagatelną, kluczową rolę odgrywa nauczyciel. Taki, który potrafi zarazić podopiecznych swoją pasją, pociągnąć, porwać, pobudzić i do działania, i do myślenia. Często o takich właśnie ludziach mówi się „pozytywnie zakręceni”. To ci, którzy nie liczą się z czasem i mają go dla swoich uczniów. I trzeba to sobie wyraźnie powiedzieć: żadne rozporządzenia o specjalnych potrzebach uczniów nie spowodują, że przybędzie nauczycieli-pasjonatów, nauczycieli-mistrzów. To są pewne predyspozycje, cechy wrodzone, to osobowość twórcza, która nie potrzebuje nakazów, aby działać.
Podobnie tzw.”godziny czarnkowe” nie spowodują, że nauczyciele będą mieć wystarczająco dużo czasu dla uczniów. Można mieć dużo czasu i go zmarnować, a zatem o nauczycieli potrafiących twórczo pracować należy dbać, bo nie są zjawiskiem powszechnym. Skąd ich brać? Na pewno sposób rekrutacji do zawodu powinien się zmienić, ale to już problem na zupełnie inny artykuł…
Motywacja, motywacja …
Myślę, że w dzisiejszych czasach niezwykle ważnym zadaniem nauczycieli jest zmotywowanie uczniów do pracy. Na skutek powszechnego dostępu do internetu i ogromu bodźców codziennie docierających do młodych ludzi trudno jest znaleźć sposób na zainteresowanie i pobudzenie ich do działania. Znane jest powiedzonko: „Boże, spraw, żeby mi się chciało chcieć, tak jak mi się nie chce!” Można je znowu dopasować do szkolnej rzeczywistości i zanieść błaganie: „Boże, spraw, żeby im się chciało chcieć, tak jak im się nie chce!” Im – to znaczy uczniom, a w szczególności tym zdolnym. Bo znamy także kategorię: „zdolny, ale leń”. Bardzo często uczniowie, którym nauka nie sprawia kłopotu, wykazują minimum zaangażowania i robią tylko tyle, ile potrzeba, aby się ich „nie czepiano”. Co zatem zaproponować?
Być może właśnie dla nich bodźcem wyzwalającym działanie będzie rywalizacja – to, co dla innych może być przeszkodą, dla nich stanie się wyzwaniem. Oczywiście, rywalizacja zdrowa, poparta pracą, nie dążeniem do celu „po trupach” i za wszelką cenę.
Innym sposobem może być wyznaczanie małych kroków, „krótkich dystansów” tak, aby w niedługim czasie można było zaobserwować efekt pracy i to właśnie stanie się stymulacją do podjęcia dalszych działań. Jednocześnie zachęcanie do systematyczności, uczenie jej, planowanie działań, etapów pracy. Wtedy zmęczenie, zniechęcenie nie będzie miało szans się pojawić, a ewentualny sukces okaże się stymulatorem. Także ewentualna porażka nie będzie duża i konieczność poprawienia nie będzie wymagała dużych nakładów – czasu, pracy, wysiłku.
Podsuwanie interesujących lektur, stwarzanie możliwości współpracy w zespole, stawianie kolejnych pytań i to nie przez nauczyciela, lecz przez samego ucznia lub jego koleżanki i kolegów może także dać dobre efekty.
Jak więc widać praca z uczniem zdolnym to ciągły wysiłek – i dla rodziców, i dla nauczycieli. Każdy uczeń jest inny i wobec każdego należy zastosować inny klucz, aby pomóc mu w rozwinięciu zdolności i zainteresowań, a potem umiejętnie je podtrzymywać i zachęcać do działania. “Nauczyciel ociera się o wieczność. Nigdy nie może stwierdzić, gdzie kończy się jego wpływ.” Henry Brooks Adams
„Kto śpiesznie kroczy naprzód, może się potknąć” (Salomon)
Należy pamiętać, iż nie ma jednego, sprawdzonego sposobu na pracę z uczniem zdolnym. Nie ma także pewności, że „kariera” takiego ucznia będzie przebiegała płynnie i bez załamań. Może się okazać, że szybki rozwój zainteresowań nagle zwolni i nie będzie ku temu żadnej wyraźnej, uzasadnionej przyczyny. Tak po prostu może być. Młody człowiek to nie robot, nie maszyna, którą można zaprogramować i zwiększać normy, aby osiągnąć zakładany efekt…
Z całą pewnością trzeba mieć świadomość, że inwestowanie w młodych ludzi – czasu, uwagi, zaangażowania – jest powinnością wszystkich, którzy mają na to wpływ, a zatem i rodziców, i nauczycieli. Współpraca domu ze szkołą i odwrotnie jest szalenie ważna. Współpraca mądra, polegająca na dawaniu wsparcia, na okazywaniu zrozumienia, na wyznaczaniu celów możliwych do osiągnięcia.
W życiu szkolnym pojawia się jeszcze konieczność oceniania. Należy pamiętać, że ocenianie ma wspierać rozwój ucznia – każdego ucznia. W przypadku uczniów zdolnych stosuje się zasady odnoszące się do pozostałych, pamiętajmy, że ustna pochwała, wyrażenie akceptacji jest także formą oceny; stosowanie skali cyfrowej (czy jakiejkolwiek innej) jest tylko jedną z możliwości i to tą wymaganą w ocenianiu sumującym. Ocenianie i wykorzystane narzędzia powinny zachęcać ucznia do zaprezentowania jego kreatywności i oryginalności.
W pracy z uczniem ważna jest także intuicja nauczycieli, coś, co nie da się zapisać, skodyfikować, co często nazywane jest mianem charyzmy. I jak to się ma do sporządzania KIPU, czyli „kart indywidualnych potrzeb ucznia”? Czy ten nauczyciel, który sporządzi stertę dokumentów, w których opisze swoich uczniów, będzie lepiej z nimi pracował? Czy jeszcze będzie miał na to ochotę, a przede wszystkim CZAS? Tak naprawdę praca z uczniem (każdym) wymaga obserwacji, czujności, uwagi, bycia z nim w różnych sytuacjach, a to właśnie wymaga czasu. Nie pisanie elaboratów o tym, co z uczniem należy zrobić, lecz właśnie działania, reagowania na jego potrzeby. Dodajmy, że sporządzone dokumenty należy nieustannie uzupełniać o spostrzeżenia i uwagi, czyli prowadzić monitoring, a potem jeszcze dokonać ewaluacji, czyli znowu napisać, jak zakładane efekty sprawdziły się w praktyce. Czy to naprawdę uczyni z nauczycieli mistrzów i polepszy ich pracę i relacje z uczniami? Wątpię. Ale to znowu jest temat na zupełnie inny artykuł…
Pozostaje mieć nadzieję, że mądrzy nauczyciele nie dadzą się ogłupić edukacyjnej biurokracji i nie zagubią w stercie papierów swoich uczniów.
Jednocześnie można wrócić do przytoczonego już westchnienia: „Boże, spraw, aby chciało mi się chcieć, mimo okrutnej biurokracji”….
Bibliografia:
- Czarnocka M., Foryś M., Truś K., Rozpoznać, wspierać, rozwijać. Poradnia psychologiczno-pedagogiczna i szkoła a uczeń zdolny, ORE, Warszawa 2014.
- Eby J., Smutny J., Jak kształcić uzdolnienia dzieci i młodzieży, WSiP, Warszawa 1998.
- Lewis G., Jak wychowywać utalentowane dziecko, Poznań 1998.
- Partyka M., Zdolni, utalentowani, twórczy, Warszawa 1999.
- Partyka M. (red.), Modele opieki nad dzieckiem zdolnym, Warszawa 2000.
- Popek S., Człowiek – jednostka twórcza, UMCS, Lublin 2001.
- Rylke H., W zgodzie z sobą i uczniem, Warszawa 1993.
- Tyszkowa M., Zdolności, osobowość i działalność uczniów, Warszawa 1990.