Świat zaklęty w powieści: Madame Antoniego Libery

Antoni Buchała

Skrócona wersja tekstu, który ukazał się w pracy zbiorowej „Dzieje najnowsze w literaturze polskiej” w ramach serii „Literatura i Pamięć”, wyd. IPN, Warszawa 2019.

Świat zaklęty w powieści: Madame Antoniego Libery

Powieść Madame Antoniego Libery, pierwszy raz wydana w roku 1998, potem wielokrotnie wznawiana, doczekała się w kraju wielu, na ogół entuzjastycznych recenzji i omówień a następnie, po wydaniu tłumaczeń na 20 języków, równie pochlebnych recenzji za granicą.

Antoni Libera (ur. 1949) początkowo dał się poznać głównie jako tłumacz i inscenizator dramatów Samuela Becketta. Zanim zdobył rozgłos za sprawą powieści Madame, miał już uznany dorobek jako wybitny znawca i popularyzator dzieł irlandzkiego pisarza. Obecnie Libera to wszechstronny twórca, autor przekładów licznych dramatów (m. in. Antygony i Króla Edypa Sofoklesa oraz Makbeta Szekspira), reżyser teatralny, eseista i  teoretyk kultury, aktywny uczestnik życia literackiego w Polsce i za granicą. Jako twórca dzieł oryginalnych wydał, oprócz Madame, utwory prozatorskie: Godot i jego cień (2009) oraz Niech się panu darzy (2013).

Konstrukcja powieści

Większość recenzji, które ukazywały się tuż po ukazaniu się Madame, akcentowała jej „normalność”, to znaczy: chronologiczny układ wydarzeń, w który zgrabnie wplecione są niezbędne retrospekcje i liczne dygresje, zajmującą akcję czy też fakt, że w powieści „coś się dzieje”. W okresie, kiedy literatura stawiała na postmodernistyczne psychologizowanie, subiektywizmy i relatywizmy, rozwichrzenie stylistyczne i emocjonalne zarówno bohaterów, jak i narratorów, krytycy piszący o powieści Libery na ogół zwracali uwagę na pójście „pod prąd” tym dominującym modom literackim w końcówce XX wieku: chwalili piękny, wykwintny język, konsekwentną kompozycję, erudycyjność, błyskotliwość i wyrazistą puentę.

Jak tłumaczył w licznych wywiadach autor, nic w powieści nie jest przypadkowe, wszystko jest „po coś”: motyw gry na pianinie wraca w odśpiewanym z sukcesem przeboju Raya Charlesa i w utworach granych na akademii w rocznicę hiszpańskiej wojny domowej, zaś nabożna cześć do Mozarta, żywiona przez instruktorkę, zyskuje swe zwielokrotnione echo w wypracowaniu o Pannie i Wodniku. Opowieści o górach i wyprawa w towarzystwie znajomego rodziców, pana Konstantego Montenia, znajduje swoistą kontynuację w opowieści mentora o okolicznościach narodzin Madame, zaś umiejętność gry w szachy przydaje się  jako element rozgrywki w rywalizacji z nielubianym kolegą Kuglerem w szkole, a potem w próbie „zaszachowania” Madame ostentacyjnie czytanymi na lekcjach, znaczącymi książkami. Terminologią odnoszącą się do królewskiej gry opisuje również bohater swe liczne potyczki z urzędnikami różnych instytucji. Wszystkie te wątki zbiegają się w koszmarnym śnie, w którym bohater przegrywa Madame w szachy ze wspomnianym Kuglerem, wędrując przez Alpy, ale będąc przyłapanym, zgodnie z „logiką” snu, w Tatrach i oskarżonym o prowadzenie wywrotowej działalności.

Zabiegiem, który najczęściej zwraca uwagę zarówno czytelników, jak i krytyków literatury, jest ogromna ilość cytatów, aluzji i innych nawiązań do innych dzieł, głównie literackich, ze szczególnym uwzględnieniem Ajschylosa, Dantego, Szekspira, Racine’a, Goethego czy Becketta.

W owej bogatej intertekstualności Liberze nie chodzi jednak o erudycyjny popis; utwory i ich fragmenty wpisane w powieść mają głębsze uzasadnienie: po pierwsze – za pośrednictwem literatury bohater interpretuje rzeczywistość, po drugie – projektuje osobowość fascynującej go nauczycielki. Jako przykłady możemy wskazać nakładanie na jej biografię mitu o Tezeuszu oraz porównywanie szczegółów losów z poetyckim ujęciem Renu, tak jak jest on przedstawiany w wielokrotnie przytaczanym wierszu Hölderlina. Wszystko po to, aby, w wyobraźni, a następnie w rzeczywistości, umiejętnie wejść w zaplanowaną rolę i odegrać ją w taki sposób, żeby zamazać kontury oddzielające sztukę od życia. Po trzecie wreszcie: teksty utworów literackich stanowią rodzaj maski; pozwalają bohaterowi wyrazić to, co akurat chciałby w danej sytuacji powiedzieć, ale z różnych względów nie wypada tego robić wprost. Pierwsza taka sytuacja jest opisana w rozdziale drugim. Oto w czasie próby założonego przez bohatera szkolnego zespołu Modern Jazz Quartet, w czasie wykonywania słynnego przeboju Raya Charlesa Hit the Road Jack, wzbudzającego zrozumiałą euforię wśród obecnych na sali koleżanek i kolegów, nagle wtargnął do pomieszczenia znienawidzony nauczyciel muzyki o pseudonimie Eunuch i spytał, co się tu dzieje. Bohater – wokalista – był właśnie w trakcie frazy kończącej się błazeńskim pytaniem What you say? (Co mówisz?) Oto, co było potem:

Na podjęcie decyzji miałem nie więcej niż sekundę. Uderzyłem dwa pierwsze tony ostatniego taktu (…) i wykrzywiając twarz w kpiarskim grymasie kogoś, kto udaje, że czegoś nie dosłyszał, zapiałem w stronę Eunucha stojącego wśród oniemiałej naraz sali:

-What you say?!

„Eunuch” wyciągnął konsekwencje wychowawcze, ale nasz bohater mógł skonstatować, że dzięki piosence „zdarzyło się coś, co zdarza się na ogół tylko w wyobraźni lub w dobrze wyreżyserowanych filmach – jeden z owych nielicznych cudów, jakie trafiają się człowiekowi w życiu”: powiedział to, czego mówić do nauczyciela nie wypadało, ale jednocześnie tak naprawdę tego nie zrobił; przecież wykonywał tylko piosenkę, która miała takie słowa, a że nauczyciel zadał pytanie właśnie w tym momencie? No cóż, takie zbiegi okoliczności się zdarzają…

Z podobnym wykorzystaniem tekstu literackiego jako wygodnej maski pozwalającej bohaterowi komunikować swe prawdziwe uczucia otoczeniu, spotykamy się w jednym z ostatnich rozdziałów powieści. Bohater, dotychczas wysyłający Madame dwuznaczne sygnały świadczące o jego zainteresowaniu nauczycielką, jednakże unikający jednoznacznego wyznania miłości, wreszcie decyduje się na odważny krok. W trakcie rozmowy na temat spektaklu teatralnego Fedra, który oboje widzieli, chłopak prosi Madame o przeczytanie po francusku, niby w charakterze instrukcji językowej, fragmentu wypowiedzi Hipolita w słynnym dialogu z Fedrą, w którym mówi ona Hipolitowi o swej miłości. W rolę Fedry wciela się nasz bohater; najpierw czytając, potem recytując z pamięci płomienne wersety, patrzy w oczy ukochanej, mówiąc to, co od dawna pragnął jej powiedzieć naprawdę. Nauczycielka oczywiście domyśla się, czemu służy cała ta maskarada, ale nie wychodzi z roli i łagodnie strofuje młodzieńca, żeby się nie zapędzał w deklamacji, bo zaczyna popełniać błędy.

Widzimy zatem, jaką siłę ma wyznanie wzięte w cudzysłów dzieła sztuki; cudzysłów dodatkowo spotęgowany faktem, że kwestie mężczyzny czytała Madame, a nasz bohater recytował rolę kobiety. Zatem wyznał, a jednocześnie nie wyznał jej miłości; obiektywnie nie wydarzyło się nic, co nie mogłoby się wydarzyć w relacjach między romanistką i zdolnym uczniem szlifującym język, a równocześnie, uwzględniając subiektywny wymiar sytuacji, stało się wreszcie coś, do czego przygotowywał się bardzo długo. Można jednak powiedzieć, że licealista wpadł we własne sidła, bo konwencja, którą przyjął, sprawiła, że nie umiał jednoznacznie zinterpretować słów i gestów nauczycielki, które równie dobrze mogły wyrażać obojętność, jak i sympatię.

Te dwie sceny z użyciem cudzych tekstów, „wypożyczonych” do celów własnej ekspresji, tworzą jedną z przynajmniej dwóch klamr kompozycyjnych, w które ujęta jest powieść Libery. Traktowane łącznie, z jednej strony eksponują najważniejszą bodaj funkcję zastosowanych przez bohatera tekstu cytatów – kreują jego osobowość i wpływają na rzeczywistość, a z drugiej są świadectwem rozwoju licealisty na każdym poziomie: etycznym, estetycznym i intelektualnym. O ile bowiem akcję z What you say? można uznać za sztubacki wybryk, coś w rodzaju uczniowskiego wygłupu, którego autor zaskarbia sobie uznanie wśród szkolnej gawiedzi, realizującej się w robieniu niewyszukanych żartów nielubianym belfrom, to już obszerne cytowanie z pamięci dzieła Racine’a w języku oryginału, użyte w charakterze subtelnie zakamuflowanego, jednak szczerego wyznania miłosnego, jest działaniem na zupełnie innym poziomie.

Po pierwsze – miłość.

Miłość to główny wątek utworu; przypomnijmy dla porządku: licealista w klasie maturalnej zakochał się w 32 – letniej nauczycielce języka francuskiego, która jednocześnie pełniła funkcję dyrektora szkoły. Tytułową bohaterkę przedstawia Libera jako ponadczasowe ucieleśnienie kobiecej klasy i elegancji. Wszystko jest u niej doskonałe: figura, garderoba, fryzura, perfumy. Wiadomo, romanistka ubiera się według najlepszych, francuskich wzorów, jakże odmiennych od znanej z codziennego doświadczenia peerelowskiej bylejakości i szarzyzny. Ale nie jest ona próżną, żądną komplementów lalką z żurnala, jak Izabela Łęcka. O jej atrakcyjności w oczach głównego bohatera stanowi również otaczająca ją aura tajemniczości i niedostępności, jej powściągliwy temperament i bijący od niej chłód, a przede wszystkim znakomite rozeznanie w kulturze francuskiej – zarówno tej klasycznej, jak i współczesnej. (Często można się spotkać z zarzutem, że w naszej literaturze kobiety są niedocenione i słabo reprezentowane. Powieść Libery, pokazująca kobietę współczesną – piękną, a przede wszystkim inteligentną, jako bohaterkę pierwszoplanową, w dużej mierze rekompensuje ten brak, o ile on faktycznie ma miejsce).

Bohater nie był wśród kolegów wyjątkiem; prawie wszyscy chłopcy w klasie podkochiwali się w nauczycielce, która pod względem urody i klasy wyróżniała się nie tylko na tle innych nauczycielek, przeważnie zaniedbanych lub bezbarwnych, ale także koleżanek. O ile jednak inni chłopcy poprzestali na niewybrednych komentarzach i skojarzeniach, w najlepszym razie na beznadziejnym, choć pełnym marzeń i niezdrowych wyobrażeń wzdychaniu, nasz bohater postawił wszystko na jedną kartę, aby zwrócić na siebie uwagę ukochanej. To platoniczne zauroczenie spowodowało, że chłopak zaczął się radykalnie odróżniać od swoich rówieśników, których zainteresowania na ogół nie wykraczały poza stereotypowe fascynacje wyobrażoną dorosłością. Najpierw doszlifował język francuski (perfekcyjnie opanowany już wcześniej, na lekcjach prywatnych) i dzięki temu głęboko zanurzył się w kulturę francuską, aby móc podjąć z nauczycielką wyrafinowaną grę. Francuski teatr, kino, a przede wszystkim literatura zaczęła wypełniać cały jego czas i spowodowała, że chłopak się zmienił; dojrzał na tyle, że mógł się stać równorzędnym partnerem intelektualnym dla Madame.

Przełomowym wydarzeniem w rozwoju uczuć licealisty jest wypracowanie na zadany temat o gwiazdozbiorach: dwudziestostronicowy esej o jakoby przeznaczonych sobie nawzajem ludziach urodzonych pod znakami Wodnika i Panny, pełen erudycyjnych nawiązań do mitologii i literatury, ale też błyskotliwej blagi. Tekst ten, dzięki czytelnym odniesieniom do wyśledzonych wcześniej szczegółów personalnych adresatki (data urodzenia, drugie imię), musiał sprawić, że przynęta została złapana. Jednak następne wydarzenia bynajmniej nie przybliżają młodego mężczyzny do obiektu swego uwielbienia. Madame jest bowiem warta swego, nadanego przez uczniów pseudonimu: okazuje się oschła, uderzająco zimna (z tego powodu funkcjonuje również jako „Królowa Śniegu”), nie wdaje się z wielbicielem w żadne dwuznaczne dialogi, natychmiast ucina wszelkie objawy naturalnego zainteresowania nią, zarówno swego inteligentnego adoratora, jak i innych uczniów. Można się domyślić, że chłopak jej imponuje, ale ciągle trzyma go na dystans, co jeszcze bardziej potęguje zainteresowanie bohatera.

Miłość obfituje w wiele perypetii; po, wydawałoby się, pierwszym sukcesie w postaci zauważenia wypracowania, następuje okres stagnacji: Madame demonstracyjnie lekceważy wielbiciela mimo wysyłanych przez niego umiejętnie sygnałów (autor opisuje tę fazę terminologią szachową, tytułując rozdział „Gambit hetmański”). Wkrótce, dzięki intensywnemu śledztwu prowadzonemu przez bohatera, pojawia się skaza na jej idealnym wizerunku: Jerzyk wyraża przypuszczenie na temat przynależności Madame do partii (późniejszy rozwój wypadków raczej każe wątpić w jego słuszność); pan Konstanty wyjawia tajemnicę o próbie zawarcia fikcyjnego ślubu w celu uzyskania zgody na wyjazd do Francji; potem okazuje się, że nauczycielka w tym samym celu wykorzystuje wypracowanie ucznia o Wodniku i Pannie, przypisując sobie zbyt duże zasługi dla językowego poziomu tekstu. Wreszcie bohater przyłapuje ją na wyparciu się, wbrew faktom, obecności na wystawie dzieł Picassa, a zwieńczeniem detektywistycznej inwigilacji staje się wyśledzona przez wielbiciela domniemana schadzka miłosna. Jest to moment rozczarowania: ideał został zbrukany; poezja zamienia się w prozę życia, anioł okazuje się nieświadomą efektów swych działań femme fatale.

Uczucie zyskuje jednak potrójny finał: pierwszy to zakamuflowane wyznanie miłości w czasie wspomnianej sceny „ćwiczeń dykcyjnych” na materiale literackim, drugi to wspólny taniec na balu maturalnym, po którym Madame zaprosiła swego ucznia na uroczy spacer zakończony wręczeniem w charakterze upominku egzemplarza Końcówki Becketta ze specjalną dedykacją, wreszcie trzeci, w postaci przesyłki zawierającej pióro i widokówkę z Alp, z dedykowanym fragmentem poematu Hölderlina, który symbolicznie domyka cytat z tego utworu, przewijający się w całej powieści.

Powieść pokazuje, jak uczucie może człowieka przemienić: wysubtelnić i uszlachetnić. Postawa chłopaka pragnącego zbliżyć się do ukochanej przypomina nieco, choć oczywiście w innym wymiarze, zabiegi Wokulskiego z Lalki Prusa, który postanawia zdobyć Izabelę. Obaj mężczyźni wiedzą, że aby zwrócić na siebie uwagę kobiety, należy stać się kimś innym, niż się jest obecnie; im bardziej ukochana wydaje się idealna, tym bardziej trzeba się postarać zrobić coś z samym sobą. Często kosztuje to dużo pracy i wyrzeczeń, nie zawsze też przynosi oczekiwane skutki (chociaż narrator Madame nic nie pisze na temat tego, jak daleko sięga jego wyobraźnia dotycząca ewentualnego związku z nauczycielką), ale jeżeli nawet nie stanie się główną wygraną w życiowej loterii, to może być choćby jednym z ważniejszych życiowych doświadczeń. Zresztą metafora loterii jest w tym wypadku nietrafna: maturzysta jest na tyle dojrzały, że świadomie kształtuje swój los; wie, że w tej rozgrywce bardzo dużo zależy od jego wiedzy, umiejętności i walorów etycznych; w wielu sytuacjach desperacko decyduje o podjęciu jakiegoś działania, które może się skończyć sukcesem lub klęską, ale postanawia wziąć los w swoje ręce, bo wie, że w przeciwnym razie stanie się jego marionetką.

Dla powieściowego bohatera miłość jest kluczem; jeżeli nawet nie do serca ukochanej, to do jakiegoś lepszego świata. W każdym razie do świata lepszego niż ten, w którym przyszłoby mu żyć, gdyby nie doświadczył tej miłości i gdyby nie przeżył tego wszystkiego, co było jego udziałem dzięki miłości do wyjątkowej nauczycielki.

Obraz PRL

Dla młodego czytelnika, wychowywanego z jednej strony na historiach żołnierzy wyklętych, a z drugiej na filmach Barei, obraz Polski lat sześćdziesiątych XX wieku w książce Libery może się wydawać zaskakujący: autor prawie nie pisze ani o ubeckich kazamatach, ani o absurdalno – groteskowych osiedlach z wielkiej płyty. Dzięki temu może ona pomóc w kształtowaniu właściwego, to znaczy pełnego obrazu ówczesnej rzeczywistości, w której wspomniane elementy istnieją w tle, jednakże jako zjawiska skrajne. Libera przedstawia doświadczenia mieszkańców Warszawy od strony wydarzeń dla nich najpowszechniejszych, co jednak wystarczy dla skonstruowania realistycznego obrazu tamtych czasów na sposób jednoznacznie negatywny.

Wykreowany w powieści, w pełni zgodny z rzeczywistością wizerunek Polski w latach sześćdziesiątych, jeszcze przed Marcem, sprawia ponure wrażenie. Absurdalne normy metrażu mieszkań sprawiają, że po śmierci członka rodziny zamieszkujący z nim krewni mogą się spodziewać eksmisji do mniejszego lokalu lub domiaru czynszu za powstały w ten sposób „nadmetraż” powierzchni ponad urzędową normę wyliczoną na jednego lokatora. Libera, ustami Jerzyka Montenia, kolegi Madame ze studiów, barwnie opisuje upokarzające starania o pozwolenie na wyjazd za granicę; dowiadujemy się, że pracownicy naukowi uniwersytetu traktują wyjazdy na sympozja naukowe jako okazję do wzbogacenia się na przemycanych w obie strony towarach. Paszport, który nie jest własnością obywatela, tylko państwa reprezentowanego przez pracowników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, wydawany jest w drodze łaski, poza tym trzeba go „załatwiać” poprzez sieć układów, intryg i znajomości.

Warto dodać, że starania o wyjazd za „żelazną kurtynę” były z reguły wykorzystywane przez władze do werbunku wyjeżdżającego w poczet tajnych współpracowników służb informacyjnych. To, czy ktoś dał się złamać, czy nie, wynikało głównie z jego kręgosłupa moralnego i wiedzy o rzeczywistej sytuacji, jednak komunizm, jako system żerujący na ludzkich słabościach, miał w tej dziedzinie niemałe sukcesy. Wielu pisarzy, pracowników naukowych czy przedsiębiorców, wiążąc z wyjazdem niepowtarzalną szansę na rozwój kariery, podpisało „jakiś papier”, którego odium ciągnęło się za nimi latami.   

Porażająca jest brzydota rekwizytów tworzących rzeczywistość, a nade wszystko karierowiczostwo, lizusostwo i wszechobecna presja propagandy – wszystko to sprawia, że uważny czytelnik sam zrozumie, że obraz PRL, kreowany wyłącznie na podstawie dzieł kultury popularnej, w tym aktualnych mód na styl retro sprzed 40 – 50 lat, jest co najmniej jednostronny. Obywatela PRL, o ile już udało mu się wyjechać na kilka dni na Zachód, na miejscu czeka dalszy ciąg upokorzeń: najpierw w postaci nieodłącznego „Anioła Stróża”, czyli podstawionego funkcjonariusza, który pilnuje na każdym kroku, aby obywatel za bardzo się nie zachwycił Zachodem, potem poczucia, że jest się tam człowiekiem drugiej kategorii, którego nie stać na nic: ani na kawiarnię, ani na bilety wstępu do muzeów, o podróżowaniu nie wspominając. 

Dlatego czytelnik przyjmuje za naturalny fakt, że dla bystrego obserwatora, jakim jest bohater powieści, Francja staje się nie tylko synonimem państwa, którego osiągnięcia kulturalne z przeszłości są bez porównania wyższe niż polskie, ale przede wszystkim obecne wytwory kultury, zarówno duchowej, jak i materialnej, stoją na biegunowo odległej pozycji w stosunku do tego, co jest dostępne w kraju. Świadczy o tym oglądany przez niego jak misterium spektakl Fedra w wykonaniu zespołu Comedie Francaise, a także zachwyt, w jaki wprawiają go obserwowane w bibliotece Instytutu Kultury Francuskiej zwykłe materiały biurowe: pinezki, długopisy, spinacze. Przez kontakt z francuską sztuką i z francuskimi przedmiotami codziennego użytku bohater (a z nim czytelnik) ma wrażenie, że możność obcowania bez przeszkód z tym, co francuskie, czy w ogóle zachodnie, w niepojęty sposób nobilituje człowieka. Dlatego rozważanie wyjazdu za granicę na stałe wydaje się czymś tak naturalnym, jak tęsknota za normalnym, w miarę zasobnym, a przede wszystkim bardziej godnym i wolnym życiem.

Ważną rolę w politycznym rozeznaniu, oprócz wspomnianego Jerzyka Montenia, odgrywa jego ojciec Konstanty, który wykorzystuje rozmowę o przeszłości Madame do uświadomienia młodzieńcowi (oraz czytelnikowi!) prawdziwego oblicza komunizmu. Pan Konstanty, niczym starożytny mędrzec – pedagog, zapraszający chłopca na przechadzkę w celu rozmowy na intelektualne tematy, wykazuje fałsz utrwalonej w oficjalnej propagandzie, zresztą do dzisiaj najpowszechniej przyjmowanej, wersji wojny domowej w Hiszpanii.

Bohater, dowiedziawszy się, w jaki sposób w tej wojnie komunizm ujawnił całemu światu swoje zbrodnicze oblicze, może wiarygodnie ocenić wysiłki pedagogów, którzy przekazują młodzieży zakłamaną wersję tej historii, a także z zimną krwią obserwować entuzjazm niczego nieświadomych młodych ludzi, którzy przez swoją łatwowierność i niewiedzę dają się manipulować cynicznym graczom lub zastraszonym konformistom. 

Odpychająca powierzchowność partyjnych aparatczyków ulokowanych nie tylko w urzędach, ale też w szkołach i na uczelniach, sprawia, że słuchacz opowieści ojca i syna Monteniów (nieprzypadkiem noszących nazwisko francuskiego filozofa i eseisty Michela Montaigne’a; zresztą prawie wszystkie nazwy osobowe w powieści są znaczące), zyskuje pogłębiony ogląd ustroju realnego socjalizmu jako tego, który z jednej strony systemowo posługuje się kłamstwem, z drugiej deprawuje obywateli szantażem, wywieraniem presji i żeruje na ich najniższych instynktach.

Bohaterowi przyszło również osobiście zaznać dokuczliwości systemu po latach, kiedy jako pisarz spotykał się ze wścibską cenzurą, a także inwigilacją i represjami okresu stanu wojennego. W czasie, w którym – jak pisał –  władza, łamiąc wszelki opór, starała się przede wszystkim złamać ludziom kręgosłupy. W takim właśnie czasie narodziła się powieść Madame, w której sztuka wytacza swe działa przeciwko parszywej rzeczywistości.

Szkoła w czasie „małej stabilizacji”

Osobnym zagadnienie dotyczącym  obrazu PRL w drugiej połowie lat sześćdziesiątych jest wizerunek szkoły, co ze zrozumiałych względów musi budzić zainteresowanie młodzieży.

Czytelnik Madame, oczami głównego bohatera poznaje ówczesne liceum jako środowisko, w którym młodzi ludzie kształtują swój charakter. Rówieśnicy bohatera najczęściej nie uświadamiają sobie politycznej i wynikającej z niej kulturowej presji, której są poddawani. Wśród uczniów daje się wskazać kilka charakterystycznych postaw. Pierwsza część uczniów odnosi się do wymagań nauczycieli bezkrytycznie, bo przez niewiedzę lub domowe wychowanie utożsamiają się z zasadami panującego ustroju i porządku politycznego, dlatego z entuzjazmem recytują rewolucyjne wiersze na akademiach i piszą wypracowania pełne poprawnych frazesów.

Druga część to oportuniści, których podporządkowanie wobec oczekiwań wychowawczych szkoły wynika z lizusostwa lub świadczy o cynicznym wyrachowaniu. Okazuje się, że także wśród młodych ludzi można było zaobserwować postawy, które w ich dorosłym życiu najprawdopodobniej będą skutkować koniunkturalizmem i karierowiczostwem, już w widoczny sposób kiełkującym. Są to ludzie pozbawieni stałych poglądów i kręgosłupa moralnego.

Wreszcie mamy do czynienia z postawami wycofania lub obojętności wobec socjalistycznego wychowania: dla tej, bodaj najliczniejszej grupy młodzieży jedynym tematem, który może zwrócić jej uwagę, są szeroko rozumiane sprawy płciowe. „Zaczytywanie” fragmentu Popiołów Żeromskiego zawierającego sugestię aktu miłosnego, niewybredne uwagi na temat szczegółów anatomii kobiet czy niedwuznaczne gesty komentujące obserwowane relacje łączące bohatera z Madame świadczą o głębokim dystansie tej części uczniów do spraw wymagających refleksji etycznej lub wyczucia estetycznego.

Bardzo podobnie prezentują się sylwetki nauczycieli. Z wyjątkiem tytułowej postaci żaden pedagog nie jest wart zainteresowania: nauczycielki są „szare, zgorzkniałe i nudne, w najlepszym razie nijakie”; o rodzaju żywionych do nich przez uczniów uczuć świadczą pseudonimy, którymi ich określają – Osa (nazywana też Żmiją), bezduszny wicedyrektor Soliter, wspomniany już furiat Eunuch – to ludzie bezbarwni, chociaż czasem groźni i używający swej władzy w sposób bezceremonialny. Niektórzy starają się być strażnikami wymuszonych systemem wymagań wychowawczych, ale większość nie daje poznać swoich prawdziwych przekonań z tych samych, co uczniowie powodów, czyli karierowiczostwa, obawy przed przełożonymi lub faktycznej obojętności. Był tylko jeden młody nauczyciel uwielbiany przez uczniów, ale został wyrzucony za „zbyt tolerancyjne metody wychowawcze”.

Bohater wielokrotnie doświadcza politycznie uzasadnianej presji w szkole, zarówno od uczniów, jak i nauczycieli, choć z powodzeniem daje jej odpór. Smutkiem napawa go jednak fakt, że większość jego kolegów i koleżanek daje się zwieść kłamstwom reżimu i pozwala sobą manipulować ludziom nikczemnym i małym.  Jedynym urozmaiceniem codziennej szkolnej szarzyzny, rzecz jasna – oprócz postaci Madame, są występy artystyczne: teatr i muzyka.

Postać głównego bohatera

Na tle swoich rówieśników ten nieco egzaltowany uczeń klasy maturalnej wyróżnia się wszechstronnymi uzdolnieniami i inteligencją. Gra na instrumencie, zajmuje się szkolnym teatrem, perfekcyjnie zna język francuski, świetnie gra w szachy, ma talent literacki.

Ponadto chłopak jest niezwykle spostrzegawczy, sprytny i piekielnie inteligentny. Świetna pamięć w połączeniu z umiejętnością kojarzenia faktów sprawia, że ma „umysł kartezjański” i zdolności detektywistyczne. Właśnie rozbudowany wątek śledztwa, jakie podejmuje narrator, aby dowiedzieć się czegoś o obiekcie swojej fascynacji, bodaj najbardziej przykuwa uwagę czytelnika. Umiejętnie skłania starannie dobranych rozmówców do wynurzeń na temat nauczycielki: Jerzyk Monteń i jego ojciec Konstanty, urzędniczka Centrum Kultury Francuskiej nazwana przez licealistę Marianną, wreszcie pracownica Ambasady Francuskiej mademoiselle Legris, świadomie lub mimowolnie stają się dla bohatera przewodnikami po życiu i sprawach Madame, a przy okazji – po Polsce Ludowej, jej opłakanym stanie współczesnym i przemilczanej, a brutalnej historii. Zadając pytania pozornie zmierzające do czegoś innego, aby uzyskać poszukiwane wiadomości, wiąże strzępy informacji w logiczną całość. Pragnąc odkryć przeszłość fascynującej go nauczycielki, równocześnie poznaje prawdziwą historię wojny domowej w Hiszpanii, zgłębia istotę światowego komunizmu, dowiaduje się, że ojciec Madame po aresztowaniu przez bezpiekę ginie w więzieniu.

Dzięki swym detektywistycznym zdolnościom bohater zdobywa wiedzę groźną w wymiarze politycznym i bolesną w wymiarze osobistym. Poznana prawda o rzeczywistości i ubóstwianej kobiecie co prawda „otrząsa kwiaty barwnych mitów”, ale też sprawia, że bohater nie pozwala się zamknąć w sferze ułudy zbudowanej z powierzchownych wyobrażeń, marzeń i obiegowych sądów.

Oprócz tych rozlicznych talentów chłopak jest niezwykle wyczulony na każdy fałsz, obłudę czy nieszczerość w relacjach z kolegami i nauczycielami. Doskonale rozpoznaje próby manipulacji, walczy z doktrynerstwem, demaskuje koniunkturalizm. Stara się nie zaprzedać swego talentu na służbę znienawidzonych funkcjonariuszy systemu, których rozpoznaje również wśród swoich nauczycieli. Jest odważny, co pozwala mu być wiernym wysokim zasadom etycznym. Jedyne, co sprawia, że jego wizerunek nie jest idealny, to fakt, że pozwala sobie na bezlitosne złośliwości wobec swych kolegów – uległych konformistów, co wynika z głębokiego lekceważenia, jakie w stosunku do nich odczuwa. Czytelnik chętnie jednak na tę słabość przymyka oczy, bo w stosunku do siebie bohater jest niezwykle wymagający, nie pozwala sobie na żaden kompromis moralny.

Symptomatyczne jest jego postępowanie w sytuacji, kiedy Madame posyła go do jej gabinetu po skrypt. Nie będąc przez nikogo widzianym, ma wielką ochotę przejrzeć zawartość torebki pani dyrektor, aby w ten sposób uzyskać odpowiedź na nurtujące go pytania, jednak tego nie robi w poczuciu niestosowności takiego postępku (inna sprawa, że podejrzewa w całej tej sytuacji pułapkę zastawioną na niego przez Madame). Buduje to w nim poczucie godności osobistej, która sprawia, że wielokrotne upokorzenia (zegarek Ruhla, próba cenzury spektaklu  przez Solitera i jego kłamstwo, że teksty do występu zostały skorygowane, przyłapanie przez nauczycielkę biologii na lekturze skompromitowanego fragmentu Popiołów) odczuwa jako osobistą katastrofę.

Do tego ambitnego licealisty nie pasują słowa, uparcie lansowane przez współczesną popkulturę: „Nie obchodzi mnie, co o mnie pomyślą inni”, „Nie przejmuję się opinią otoczenia”. Te powszechnie prezentowane pozory postawy buntowniczej, szczególnie w środowiskach młodzieżowych, bywają, niestety, racjonalizacją mniejszych lub większych moralnych ustępstw. Tymczasem nasz bohater wie, że to właśnie inni ludzie, obserwując jego poczynania, będą wiarygodni w ocenieniu go; że szacunek to cecha, którą można być obdarzonym przez otoczenie, a nie przez samego siebie. Dlatego stara się jak najlepiej wypaść w oczach wszystkich napotkanych ludzi, szczególnie tych, na których mu zależy. W tym celu wypracował w sobie umiejętność patrzenia na siebie oczami innych, niejako „z góry” (literacką egzemplifikacją tego sposobu autorefleksji jest wprowadzenie w kilku fragmentach narracji trzecioosobowej). Obcy mu jest jednak pozór i pusta autokreacja; potrafi wiele poświęcić, ale też bardzo cierpi w przypadku niepowodzenia lub fałszywych oskarżeń (warto porównać ten element kreacji bohatera z innymi postaciami literackimi, np. Kmicicem i – prawem kontrastu – Zenonem Ziembiewiczem).

Wbrew pokusom wielu czytelników nie można utożsamiać narratora – bohatera z autorem. Mimo że zgadza się ich wiek w czasie opisywanych wydarzeń, Libera zdecydowanie zaprzeczał doszukiwaniu się wątków autobiograficznych w powieści. Zatem należy przyjąć, że prawdziwy jest duch tamtych czasów i atmosfera wielu wątków, ale główni bohaterowie i fabuła to fikcja.

Głównego bohatera Madame ukształtowała sztuka i, w pewnym sensie, szkoła. Wydaje się, że autor pomija rolę domu rodzinnego. Na kartach powieści spotykamy zaledwie migawkowo rodziców obsadzonych w stereotypowych rolach; głównie słuchają oni Radia Wolna Europa, a matka wyrzuca chłopakowi późne powroty do domu. Ani z matką, ani z ojcem bohater nie nawiązuje praktycznie kontaktu, właściwie traktuje ich w sposób lekceważący. Nie można jednak powiedzieć, że rodzice nie odegrali żadnej roli w ukształtowaniu syna; owszem, zrobili to, ale sporo wcześniej. Lekcje języka francuskiego i nauka gry na fortepianie, zaszczepienie bakcyla górskich wędrówek i wtajemniczenie w arkana szachów to przecież zasługa rodziców.

Chłopiec, prowadzony przez mistrzów w swoim fachu, na tyle dobrze opanował żmudnie ćwiczone umiejętności, że z czasem stały się one przyjemnością, ale też narzędziem przydatnym w najbardziej nieoczekiwanych okolicznościach. Można zatem powiedzieć, że okres dorastania to dla niego już czas pierwszego „odcinania kuponów” od żmudnego ćwiczenia gam, szachowych debiutów i końcówek oraz francuskich słówek i czasów.

Rola sztuki

Jest taka piękna scena w znakomitym filmie Skazani na Shawshank w reżyserii Franka Darabonta: więzień Andy przegląda nagrania, które przysłano do więziennej biblioteki. Zauważa płytę z Weselem Figara Mozarta i pod wpływem impulsu odtwarza ją przez zewnętrzne głośniki. Wszyscy więźniowie odrywają się od swych zajęć i stają jak zaczarowani. Grany przez Morgana Freemana Red, przyjaciel Andy’ego, wspomina tę scenę po latach następująco:

Po dziś dzień nie wiem, o czym śpiewały te dwie Włoszki. Prawda jest taka, że nie chcę wiedzieć. Niektóre rzeczy powinny pozostać niewypowiedziane. Lubię sobie wyobrażać, że śpiewały o czymś tak pięknym, iż nie wyrazisz tego słowami, choćby serce miało ci pęknąć. Słowo daję, te głosy wzbijały się wyżej i dalej niż ktokolwiek na całym wielkim świecie mógłby zamarzyć. Wydawało się, że piękny ptak wleciał do naszej małej klatki i sprawił, że znikły mury. Przez krótką chwilę każdy człowiek w Shawshank poczuł się wolny.

Bohater Madame od pewnego momentu boleśnie zaczął sobie zdawać sprawę z tego, w jakim kraju przyszło mu żyć, i jakie w związku z tym ma szanse na osiągnięcie takiego poziomu egzystencji, jaki mógłby zaspokoić jego uzasadnione aspiracje. I bynajmniej nie chodzi o zamożność materialną, ale o pewien styl życia, w którym pieniądze nie są celem, ale niezbędnym środkiem, warunkiem realizacji potrzeb duchowych. Obserwując Madame wsiadającą do pojazdu ambasadora po spektaklu teatralnym, zapewne, jak mniemał, na bankiet w wytwornym hotelu, myślał z goryczą:

A kim ja byłem przy tym? (…) Czyż nie istotą podrzędną, co nawet się nie dostała pomiędzy nagie ostrza owych potężnych szermierzy? Czym było moje życie? Co się na nie składało? – Dzieciństwo w zburzonej Warszawie. Makabra stalinizmu. Zdziczałe obyczaje. Ubóstwo, szarość, półmrok. Żałosne misteria ludzi biednej, podbitej prowincji, gdzie diabeł mówi dobranoc. Świat rzeczy używanych, starych, brzydkich, kalekich. „Zrzuty” i „ciuchy” z Zachodu, słuchanie Wolnej Europy. (…) Tak, proza mego życia była całkiem wyzbyta, jak powiedział poeta, urody koniunktiwu.

Aluzja do wiersza Herberta Potęga smaku pojawia się kilkakrotnie, choćby w formie opisów socrealistycznych pomników robotników wokół Pałacu Kultury, jako negatywnych wzorców wyznaczających estetykę otaczającej rzeczywistości. O gustach się jednak dyskutuje, mógłby powtórzyć bohater za Herbertem, bo zdaje on sobie sprawę z tego, że poczucie smaku (a nie „kwestia gustu”!) w pewnych okolicznościach staje się niemal deklaracją polityczną.

Dla dojrzałego czytelnika powieść Libery traktuje głównie o tym, że sztuka, a literatura w szczególności, jako wytwór wolnego ludzkiego ducha, jest przestrzenią wolności. I każdy, kto chce być człowiekiem wolnym, może z tej przestrzeni skorzystać, nawet, kiedy żyje pod obcą dyktaturą albo pod zaborami, siedzi w więzieniu lub w łagrze (ten sam temat podejmuje Norwid w Fortepianie Szopena i Herling – Grudziński w Innym świecie). Bohater, będąc młodym obywatelem kraju zniewolonego przez komunistów, intensywnie dostrzegając brzydotę fizyczną i moralną otaczającej go rzeczywistości, żyje na poły w świecie, który podlega jedynie najwyższym kryteriom estetycznym i etycznym. Klasyczna literatura francuska, głównie spod znaku Racine’a, pozwala mu patrzeć na wszystkie sprawy z wyniosłym dystansem. Dzięki niej nasz bohater staje się odporny na manipulacje oficjalnej propagandy, zachowując „wewnątrzsterowność” i duchową niezależność.

Relacje między sztuką i rzeczywistością oraz między artystą i życiem są częstym przedmiotem refleksji bohatera. Zachwycony poziomem artystycznym przedstawienia Fedry, urzeczony kunsztem, a nawet fizycznością aktorów, którzy wydają mu się kimś na kształt bogów olimpijskich, dochodzi do wniosku, że sztuka jest co prawda tylko formą, ale ta forma stała się wspaniałym sposobem uwznioślenia codziennych doświadczeń, a w efekcie całej egzystencji człowieka. W rozmowie z Madame poprzedzającej miłosne wyznanie słowami sztuki Racine’a, mówi:

(…) proszę pomyśleć, kim bylibyśmy wszyscy… co tam my!… nawet oni, bohaterowie Fedry, i czym byłaby ich tragedia, gdyby odjąć im wszystko, co dostali w posagu od swoich twórców, artystów…? (…) Bez fundamentu kultury, bez tabu i obyczaju, a zwłaszcza bez języka, bez mowy kunsztownie wiązanej, Hipolit byłby samcem, w którym budzi się żądza, a Fedra … goniącą się suką.

Znając poglądy Antoniego Libery, wydaje się, że można przyjąć te słowa jako skrótowo ujętą jedną z jego deklaracji artystycznych. Wypowiedź bohatera Madame to przecież rzeczowa polemika ze sztuką postmodernistyczną, która, odzierając życie ludzkie z tabu, głównie dotyczącego sfery miłości i śmierci, tak naprawdę odziera człowieka z jego niepowtarzalności, wzniosłości i godności. Libera opowiada się po stronie tradycyjnych form, w tym form artystycznego wyrazu, które nakierowując człowieka do spraw przewyższających jego doczesność, sytuują jego wolność po stronie serca i rozumu. Dzięki obcowaniu z olśniewającymi wytworami ludzkiego ducha człowiek ma szansę przeżyć życie mądrze i pięknie, bowiem znajduje słowa i gesty („teatralną” formę), które pozwalają najważniejsze aspekty życia adekwatnie nazwać. A rzecz wyrażona w pięknej formie ma tę moc, że potrafi się w podobny sposób zmaterializować; dążenie do ideału w sferze formy może uszlachetnić banalną z pozoru treść. Natomiast dzieła współczesnych twórców każą często w sferze ideologicznej utożsamiać wszystkie przejawy życia, w tym miłość i wolność, ze sferą czystej biologii, gdzie nie ma miejsca na rozumne piękno i dobro, są tylko ślepe, obojętne moralnie instynkty.

Podobne refleksje są udziałem bohatera oglądającego wystawę erotycznych grafik Picassa, w obcowaniu z którymi czuje się zagubiony i zawstydzony. Domniemana intencja twórcy, niby-manifest malarza wyobrażony w formie monologu wewnętrznego bohatera, wprawia go w zakłopotanie, ponieważ wymowa ideowa pornograficznych rysunków, sprowadzających miłość kobiety i mężczyzny do zachowań atawistycznych, jest biegunowo odmienna od uwznioślenia tej sfery ludzkiego życia, którego doświadczył podczas przedstawienia Fedry. Nie trzeba dodawać, że szlachetność i tragizm bohaterów dzieła Racine’a, ale także kilkukrotnie przywoływanego utworu Dantego, w dużo większym stopniu znajdują akceptację chłopaka. Wie on, że w dylematach Fedry i Hipolita, także Franceski i Paola z Boskiej Komedii, w pełniejszy sposób przejawia się potęga duchowa człowieka, niż w igraszkach par wyobrażonych na rysunkach Picassa; że potencjał duchowego rozwoju tkwi w namyśle nad napięciem rodzącym się z miłosnego pragnienia i niespełnienia, a nie w powierzchowności romansu przedstawionego w słynnym filmie Kobieta i mężczyzna.

Film Leloucha to trzecie dzieło, które poznaje nasz maturzysta jako szczęśliwy posiadacz VIP-owskiej wejściówki na przedsięwzięcia organizowane przez Instytut Kultury Francuskiej. Fedra (w wykonaniu Comedie Francaise – to ważne!) wprawia go w zachwyt, wspomniany film razi kiczem, grafiki Picassa żenują. Jako bystrego obserwatora interesują go także reakcje publiczności na dzieła wątpliwej, według niego wartości. W jego refleksjach pobrzmiewają tony znane z dzieł bliższych nam w czasie twórców, którzy bezlitośnie wykpiwają snobizm elit i obnażają pustkę pseudosztuki, która zasługuje na tę nazwę tylko dlatego, że jest wystawiana w galeriach, a na wernisaże, których żelaznym punktem jest bankiet przy suto zastawionym stole, przychodzi śmietanka intelektualna oraz ci posiadacze zasobnych portfeli, którzy do niej aspirują (zob. np. film Rubena Östlunda „Kwadrat” z 2017 roku).

Następną funkcją, jaką bohater przypisuje sztuce, jest jej moc „ujarzmiania życia”. Przed wspomnianą kluczową rozmową z Madame przypomina sobie te sytuacje, kiedy, stojąc w obliczu spodziewanego niepowodzenia w jakiejś sytuacji życiowej, potrafił użyć czarodziejskiej mocy sztuki, aby przekuć klęskę w sukces. Tak było, kiedy „wygrał” dopuszczenie przez Prospera jego scenariusza do konkursu teatralnego, potem w czasie występów, kiedy z łatwością obezwładniał urokiem wielkiej poezji lub muzyki najbardziej odporną na piękno „czerń”, zaskarbiając sobie przychylność tej trudnej, młodzieżowej publiczności.

W takich chwilach czuł, jak gdyby „słowa mówiły się same”, jakby mówił to nie on sam, lecz ktoś jego ustami. Był świadom siły oddziaływania wielkiej sztuki na słuchaczy i stąd jego uznanie, nieomal kult wielkich mistrzów, których słowa miały moc kształtowania rzeczywistości według „scenariusza” zaplanowanego przez młodego entuzjastę. Nasz bohater zauważył, że możliwość panowania nad uczuciami publiczności zawiera w sobie coś z królewskiego wyniesienia ponad przeciętność, a stąd już krok do przekonania, że sztuka może być kluczem do władzy nad rzeczywistością…

W tym miejscu dotykamy jednej z najważniejszych idei wpisanych w dzieło Libery, mianowicie przekonania, że człowiek może świadomie skorygować pozornie samorzutny przebieg wypadków, samodzielnie wpłynąć na los swój i innych, że może swe życie rozumnie skonstruować, niejako sam się wymyślić. Jest to podgląd przeciwny determinizmowi starożytnemu, a także temu wyrażonemu w powracającej strofie z poematu Hölderlina, będącemu wszak jednym z głównych prądów umysłowych współczesnej kultury.

Poza tym – jak już omówiono to szerzej w pierwszej części niniejszego szkicu – wielkie teksty literackie, wielkie monologi i dialogi z francuskich dramatów i innych utworów stają się dla naszego bohatera zakamuflowanym sposobem komunikowania o swych uczuciach, i szerzej, porozumiewania się z otoczeniem. Dzięki ogromnej erudycji w wielu sytuacjach mówi on to, co w danej chwili chciałby powiedzieć, ale ponieważ nie powinno się tego robić wprost, używa tekstu literackiego lub tekstu piosenki, i w ten dwuznaczny sposób osiąga swój cel. Mamy tutaj do czynienia – z zachowaniem należytych proporcji – z tropem przypominającym szekspirowską koncepcję teatru, znaną choćby z Hamleta: bohater pragnie wyjawić skrywaną na dworze królewskim prawdę, ale obawia się tego zrobić bez „maski”, więc wynajmuje aktorów, którzy odegrają, fikcyjną wszak, sztukę. Przykra dla widzów prawda wychodzi na jaw, czyniąc wrażenie piorunujące.

Rzeczywistość a mit

Jednym ze stale powracających w książce motywów jest przekształcanie rzeczywistości w mit. Sugestia nasuwająca tę interpretację zawarta jest w tytułach pierwszego („Dawniej to były czasy!”) i ostatniego rozdziału („Wtedy to były czasy!”). W pierwszym rozdziale powieści bohater relacjonuje swoje rozmowy ze znajomymi rodziców, którzy wtajemniczali go w arkana gry na fortepianie, szachy i turystykę górską. Każdy z owych mistrzów w swoim fachu wynosił pod niebiosa stare, dobre czasy przedwojenne lub jeszcze dawniejsze, i nieodmiennie narzekał na czasy współczesne, w których, według ich głębokiego przekonania, nie było już geniuszy w danej dziedzinie, a one same wydane były na żer hochsztaplerów i nędznych epigonów. Gdy bohater trochę podrósł, zaczął go interesować mechanizm przenoszenia rzeczywistych wydarzeń w sferę mitologiczną, co więcej, zapragnął świadomie wykreować rzeczywistość „na miarę niektórych legend i mitów”.

W Madame mitologizacji podlega jednak nie tylko rzeczywistość. Wszak wyobrażona przez bohatera tytułowa postać do pewnego momentu nosi cechy pomnikowej Galatei, zimnej, dostojnej i niedostępnej. Dopiero po rozwikłaniu przez licealistę kilku podstawowych niewiadomych przybiera ona ludzką postać, uwikłaną szereg zależności służbowych i towarzyskich (w tym romans z wysoko postawionym Francuzem), mających jej umożliwić wyjazd do Francji, czemu podporządkowuje całą swoją aktywność. Okazało się, że wykreowana w wyobraźni zakochanego ucznia, zmitologizowana postać nauczycielki nie wytrzymała zderzenia z rzeczywistością, jednak nie znaczy to bynajmniej, że straciła w jego oczach elektryzujący powab. Brak minimalnego choćby spełnienia w postaci pocałunku na spacerze po balu, utrwala Madame jako osobę pozostającą poza zasięgiem bohatera: Galatea ożyła, ale nie pozwoliła się dotknąć.

Tego, jak rzeczywistość przeradza się w legendę, doświadczył bohater Madame, kiedy po kilku latach odwiedził swoją szkołę i dowiedział się od jednego z obecnych jej uczniów, że między nim samym i nauczycielką francuskiego miało miejsce nie młodzieńcze zauroczenie, lecz doszło do gorącego romansu. W ten sposób mit, stworzony na kanwie niegdysiejszych poczynań bohatera, pełni rolę inspirującą, będzie stanowił pozytywny impuls w życiu szkoły.

Odkrycie owego mechanizmu powstawania mitu złotego wieku tworzy najbardziej wyrazistą klamrę kompozycyjną spinającą tę piękną i mądrą powieść Antoniego Libery[1].

***

Przyszło nam żyć w czasach, kiedy wiedza i wykształcenie traktowane są w sposób skrajnie utylitarny: młodzi ludzie twierdzą, że będą się uczyć tego, co do czego uważają, że „przyda im się” w życiu, to znaczy często z rozmysłem pomijają te dziedziny, które uważają za nieprzydatne, a pierwszą ofiarą tak kształtowanej mentalności staje się literatura i sztuka. Jest dla wszystkich oczywiste, że takie nastawienie, zresztą popierane przez wielu rodziców, a nawet część nauczycieli, stało się jedną z przyczyn aktualnej katastrofy edukacyjnej. Libera bardzo sugestywnie przedstawia rolę wiedzy w życiu głównego bohatera, a także postać nauczyciela – przewodnika wtajemniczającego ucznia w jej arkana. Gruntowna erudycja jest dla zdolnego ucznia tym, co go buduje duchowo, formuje jego tożsamość i całą osobowość; wykształcenie, nabywane bezinteresownie i traktowane nie utylitarnie, lecz jako wartość sama w sobie sprawia, że uczeń staje się innym człowiekiem.

Od wielu lat słyszymy narzekania na listę lektur w liceum: że staroświeckie, oderwane od współczesnych doświadczeń młodzieży, pisane trudnym językiem itp. Abstrahując od słuszności tych zarzutów, można śmiało stwierdzić, że nie dotyczą one Madame. Dylematy towarzyszące wchodzeniu w dorosłość, męskość i kobiecość, szkoła i polityka, młodzieńcze próby wybicia się na niezależność, ale także zagadnienia tragizmu i honoru, pozoru i prawdy, determinizmu i wolności, a miedzy tym wszystkim wielka sztuka i wielka miłość jako klucze do piękniejszego świata – trudno chyba znaleźć w kanonie lektur utwór bliższy doświadczeniu młodzieży – każdej, nie tylko współczesnej, niż książka Antoniego Libery.


[1] W zabawny, chociaż niezwykle interesujący sposób podejmuje temat mitologizacji rzeczywistości Woody Allen w filmie O północy w Paryżu. Początkujący pisarz, wychowany na książkach Hemingwaya i Scotta Fitzgeralda, na malarstwie Picassa i Dalego, idealizujący czasy dwudziestolecia międzywojennego, nieoczekiwanym trafem przenosi się do Paryża epoki dadaistów i surrealistów. Czuje się wśród nich jak w raju, co tylko potęguje jego niechęć do czasów, z których przybył, a więc początku XXI wieku. Jednak poznaje w owych uroczych, dawnych czasach piękną kobietę, od której, ku swemu zdumieniu, dowiaduje się, że uwielbiany przez niego okres historyczny jest czasem degrengolady sztuki, a prawdziwi artyści żyli tylko w belle epoque.