Pozostawieni samym sobie?

Leokadia Pawliszak (były metodyk, były sorowiec, były samorządowiec)

O tym, jak wyglądało doskonalenie nauczycieli kiedyś i jak jest teraz, pisze Leokadia Pawliszak, która była wieloletnim metodykiem dla nauczycieli języka polskiego. Tym tekstem chcemy rozpocząć publiczną dyskusję na temat przyszłości szkoleń nauczycieli i systemu doradztwa pedagogicznego.

Tak było na początku

Psucie doradztwa metodycznego zaczęło się po 2000 roku. „Zreformowano” ośrodki metodyczne szczebla wojewódzkiego i zapanowała wolna amerykanka (wolny rynek?). W województwach powstawały różnego typu centra dokształcania nauczycieli. Powiaty, a nawet gminy, radziły sobie również, tworząc swoje własne ośrodki doskonalenia nauczycieli. Z różnym skutkiem. Przypomnijmy młodym nauczycielom o tym, co „dojrzała” kadra nieustannie wspomina z poczuciem utraty. Otóż od lat 80. minionego wieku działały wojewódzkie ośrodki metodyczne. We współpracy z uczelniami organizowały doradztwo dla nauczycieli, szczególnie wielkie konferencje na początku roku szkolnego. A później odbywała się metodyczna praca pod kierunkiem nauczycieli–doradców, zwanych też metodykami, niekiedy „metodystami”.

Każdy z takich metodyków miał pod swoją opieką kilkudziesięciu nauczycieli danego przedmiotu. To dla nich co parę tygodni organizował konferencje metodyczne. Ważną rolę pełniły też tzw. lekcje otwarte, prowadzone przez nauczycieli różnych szkół, kończące się dyskusją problemową i wymianą doświadczeń. Metodycy umawiali się też na obserwację lekcji, szczególnie z osobami, które startowały w zawodzie. Doradcy pozostawali do dyspozycji dyrektorów i kuratorów w różnych problematycznych nauczycielsko-przedmiotowych kwestiach.

Czas, o którym piszę, bogaty był w reformy: zmiana podstawy programowej, zmiana ustroju szkolnego, egzaminy z Nową Erą – w tym Nowa Matura… Ruszyły (ławą!) szkolenia, pisanie programów i podręczników. Zaczęły działać stowarzyszenia nauczycielskie. Czołówkę stanowili metodycy wspierani przez wybitnych pedagogów. Działo się. I nikt nikomu nie wystawiał „zaświadczeń o udziale”, bo nikt o nie nie prosił.

Nadszedł czas nieustannych reform

Z czasem ośrodki wojewódzkie zaczęły się przekształcać w sui generis centra edukacyjne o innym rodzaju oferty, głównie szkoleniowej. Zabrakło metodyków – stale, systematycznie wspierających nauczycieli. Zabrakło ich w fatalnym momencie. Ogromne zmiany w oświacie. Epokowe zmiany w przestrzeni społecznej. Internet zmienił wszystko.
Ale czy zastąpił człowieka i salę z tablicą i kredą?

Myślę, że najlepiej odpowiedziała na to pytanie akcja zdalnego nauczania i wysyp problemów natury psychicznej, jakich obecnie doświadczają uczniowie, a z jakimi zmagają się na co dzień nauczyciele. Quasi-doradztwo też przeniosło się do internetu. Gotowe programy, gotowe testy, gotowe scenariusze lekcji… Dla kogo? Dla wszystkich w całej Polsce. A przecież nie ma podobnych klas, nie ma podobnych uczniów… Dawniej nauczyciel wypracowywał dla swoich uczniów i klas wszystko sam. Spotykał się z innymi przedmiotowcami. Uczył się. Wymieniał doświadczenia. Doskonalił warsztat. Autentycznie. Dziś mamy uczenie „pod egzamin” i doskonalenie „pod awans”.

Doraźne, okazjonalnie organizowane szkolenia dla nauczycieli (np. w szkołach) nie rozwiązują problemu. Warto wspomnieć, że w 2008 roku pojawiła się nowa wersja doradcy-metodyka: szkolny organizator rozwoju edukacji. Była to propozycja lansowana przez program unijny, który ogarnął całą Polskę. Modyfikacja polegała na tym, że tzw. surowiec miał za zadanie objąć opieką jedną lub kilka szkół; organizować doskonalenia nauczycieli, rozwiązywać bieżące problemy, robić wszystko, by egzaminy zewnętrzne wykazywały edukacyjną wartość dodaną.

W niedawno wyłonionych drogą wyborów jednostkach samorządu terytorialnego jest wielu nauczycieli – i głównie do nich się zwracam. Jesienią będą opracowane wnioski do nowych budżetów. Warto (!), by znalazły się tam propozycje tworzenia ośrodków szczebla gminnego, powiatowego, dzielnicowego. Ważne, by doradca znajdował się blisko nauczyciela. Na co dzień. Ważne, by działał system. Czy będą to metodycy–przedmiotowcy, skoncentrowani na pracy z nauczycielami, czy sorowcy, odpowiedzialni za całą szkołę – powinno się rozstrzygnąć w lokalnych społecznościach. Wielką szansą dla małych ośrodków jest możliwość współpracy z wojewódzkimi centrami (różnego typu) doskonalenia nauczycieli, tudzież z placówkami niepublicznymi.

Przeciążonych pracą (coraz trudniejszą) nauczycieli, zwłaszcza tych po studiach (np. zdalnych), nie można pozostawiać samym (czy samych) sobie. Konsekwencje dotykają bowiem uczniów, ich rodziny, społeczeństwo.