Antoni Buchała
W umiejętności nazywania rzeczy i zjawisk, których nie ma, ale które być powinny, tkwi humanistyczny wymiar poezji Tadeusza Różewicza.
Czesław Miłosz urodził się w roku 1911, dziesięć lat później urodził się Tadeusz Różewicz. Czesław Miłosz zmarł w roku 2004, dziesięć lat później zmarł Tadeusz Różewicz.
Dane nam było żyć w latach, w których tworzyli ci dwaj wielcy polscy poeci; kto wie, czy w XX wieku nie najwięksi. Ich wiersze lokują się niemal na przeciwległych biegunach tego, co nazywamy poetyckim odczuwaniem świata, ale, w związku z tym, że zagospodarowują niemal całą przestrzeń możliwą do objęcia słowem poetyckim, paradoksalnie są sobie niezwykle bliskie.
Ten fascynujący, podskórny poetycki dialog zapoczątkowany został, zapewne bezwiednie, przez Miłosza, w jego pierwszym powojennym tomie Ocalenie z roku 1945. Miłosz jest już w tym czasie dojrzałym poetą, powszechnie uważanym za jednego z najlepszych w kraju. Sam tytuł tomu jest świadomą deklaracją artystyczną twórcy: oto po wojennej katastrofie, w której uległa zagładzie duża część dorobku materialnego i duchowego ludzkości, poeta bierze na siebie odpowiedzialność za „poskładanie” tego, co zostało zburzone, w całość, lub odbudowanie tego, co zostało utracone. Z tego pierwszego powojennego tomu pochodzi wiele słynnych wierszy Miłosza, w których autor wyraził swój poetycki światopogląd. W Campo di Fiori pisze o karuzeli pod murami płonącego getta i sprzeciwia się moralnej ślepocie warszawskiego ludu, który nie zauważa tragedii żydowskich sąsiadów, proroczo przewidując, że owa obojętność może być odczytana przez potomków żydowskich mieszkańców Warszawy jako milczący współudział w zbrodniach Holocaustu. Poeta kończy wiersz przejmującą zapowiedzią poetyckiego buntu jako koniecznej reakcji bystrego obserwatora rzeczywistości w takich sytuacjach:
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety.
Z tego samego zbioru pochodzi cykl Świat. Poema naiwne, w którym autor w prostych, właśnie nieco naiwnych rymach, opisuje świat takim, jaki istniał przed wojną, jak gdyby pragnął zakląć rzeczywistość, unieważnić czas spełnionej apokalipsy i przenieść sprzed wojny, może nawet ze spokojnego, mieszczańskiego dziewiętnastego wieku w czasy nam współczesne, duże, jasne domy, ganki obrośnięte dzikim winem i poczucie bezpieczeństwa, a także nienaruszone systemy wartości. W tymże cyklu zawiera się tryptyk Wiara. Nadzieja. Miłość, a cały tom kończą dwa niezwykle ważne teksty. W wierszu W Warszawie pojawia się ironiczna polemika z poezją podejmującą tematykę minionej hekatomby ofiar; autor przewrotnie twierdzi, że nic nie może napisać, bo
Pięcioro rąk
Chwyta mi pióro
I każe pisać ich dzieje,
Dzieje ich życia i śmierci.
I dalej pyta:
Czyż na to jestem stworzony,
By zostać płaczką żałobną?
Ja chcę opiewać radosne gaje, do których
Wprowadzał mnie Szekspir. Zostawcie
Poetom chwile radości,
Bo zginie wasz świat.
Nie mamy jednak wątpliwości co do faktycznych zamiarów autora, który wie, że przyszedł czas, w którym poeta nie może pisać o radosnych gajach i Szekspirze, tylko musi wywiązać się z powinności wobec wspólnoty: opisać fakty, wyrazić mądrą refleksję, zademonstrować żal lub bunt, oddać zmarłym sprawiedliwość i utrwalić o nich pamięć. Ostatni wiersz w tomie Ocalenie nosi tytuł Przedmowa. Znajduje się w nim słynne pytanie:
Czym jest poezja, która nie ocala
Narodów ani ludzi?
I nie mniej słynna odpowiedź:
Wspólnictwem urzędowych kłamstw,
Piosenką pijaków, którym za chwilę ktoś poderżnie gardła,
Czytanką z panieńskiego pokoju.
Otóż to. Ten wiersz to poetyckie credo Miłosza, w którym wyraził przekonanie, że bycie poetą to przede wszystkim zaszczytny obowiązek; obowiązek ocalenia kruchych wartości, na fundamencie których człowiek zbudował cywilizację, a potem ta cywilizacja budowała człowieka. W czasie, kiedy te wartości są zagrożone lub niszczone, poeta, który tego nie rozumie, staje się twórcą propagandy, niezrozumiałego bełkotu lub banalnej rozrywki.
Dwa lata po Ocaleniu Miłosza swój debiutancki tomik Niepokój wydaje Tadeusz Różewicz. Najsłynniejszy wiersz w tym zbiorze nosi tytuł Ocalony, w którym młody autor, zdruzgotany doświadczeniem Oświęcimia, daje wyraz swojemu załamaniu wiary w siłę humanistycznego dorobku ludzkości:
To są nazwy puste i jednoznaczne:
człowiek i zwierzę
miłość i nienawiść
wróg i przyjaciel
ciemność i światło (…)
Pojęcia są tylko wyrazami:
cnota i występek
prawda i kłamstwo
piękno i brzydota
męstwo i tchórzostwo
Tradycyjnie antynomiczne wartości zestawiane są na jednej płaszczyźnie i łączone spójnikiem i. W tej wizji świata i człowieka nie ma miejsca na łatwe pocieszenia: dawny świat skończył się nieodwołalnie; człowiekowi zdegradowanemu do poziomu zwierzęcia przychodzi egzystować w fizycznej i duchowej pustce. Nawiązanie w tytule wiersza do tomiku Miłosza jest ewidentne i ma ono wydźwięk ironiczny: ocalenie pokolenia wojennego polega tylko na przetrwaniu fizycznym, które odbyło się ogromnym kosztem; człowiek, który przeszedł okropieństwa wojny, jest ludzkim wrakiem.
Na końcu wiersza pojawia się jednak cień nadziei, ponieważ młody autor deklaruje:
Szukam nauczyciela i mistrza
niech przywróci mi wzrok, słuch i mowę
niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia
niech oddzieli światło od ciemności
Debiutujący poeta konstatuje, że skoro świat popadł we wtórny chaos, potrzeba kogoś, kto potrafi na nowo go stworzyć, a właściwie – przywrócić utraconą harmonię i na nowo poustawiać punkty orientacyjne.
Miłosz jakby tylko na to czekał – w tym samym roku publikuje Traktat moralny. Monumentalny poemat rozpoczyna od słów umieszczonych w cudzysłowie, jak gdyby cytował czyjeś pytanie:
„Gdzież jest, poeto, o c al e n i e?
Czy coś ocalić może ziemię? (…)”
Oczywiście rozpoznajemy w tym pytaniu dylematy wyrażone przez Różewicza w wierszu Ocalony. Odpowiadając, Miłosz najpierw szeroko opisuje stan cywilizacji europejskiej, która doszła do jakiegoś punktu zwrotnego, o wariatach na swobodzie/ (co) największą klęską są w przyrodzie, o schizofrenicznej osobowości sprawiającej, że kark skręcić komuś jest drobnostką,/ potem Komedię czytać Boską, / czy stary oklaskiwać kwartet/ lub dyskutować awangardę. Po czym przystępuje do formułowania, kierowanych bezpośrednio, w drugiej osobie liczby pojedynczej, konkretnych rad i wskazówek: o konieczności wystrzegania się wariatów i obowiązku czynienia dobra w obliczu zła, które czynią inni; o przenikliwości (wzrok masz jak promień mieć Roentgena), dzięki której możliwe jest dostrzeżenie drugiego dna rzeczywistości oraz konieczności uodpornienia się na bezrozumne androny i różne szarlataństwa.
Wygląda to tak, jakby dojrzały poeta chciał odpowiedzieć na „zapotrzebowanie” wyrażone przez przedstawiciela młodszego pokolenia w zakończeniu wiersza Różewicza. A na cytowane na wstępie pytanie odpowiada: Ocalenie tylko w tobie. I precyzuje, co przez to rozumie:
Jest to po prostu może zdrowie
Umysłu, serca równowaga,
Bo czasem prosty lek pomaga (…)
Wcześniej rozwija Miłosz piękny obraz poetycki, w którym porównuje człowieka do kamienia, a otaczające go wydarzenia do lawiny:
Nie jesteś jednak tak bezwolny,
A choćbyś był jak kamień polny,
Lawina bieg do tego zmienia,
Po jakich toczy się kamieniach.
I, jak zwykł mawiać już ktoś inny,
Możesz, więc wpłyń na bieg lawiny.
Łagodź jej dzikość, okrucieństwo,
Do tego tez potrzebne męstwo.
O ile zatem człowiek jest mocno zakorzeniony w tradycyjnych wartościach, jak kamień w ziemi, może korygować bieg wydarzeń; wpływać na bieg historii. Owszem, wymaga to męstwa, bo często wiąże się z narażeniem się większości; taki kamień tkwiący w ziemi bywa mocno poturbowany przez inne. Jeżeli jednak człowiek ulegnie wykorzenieniu, będzie bezrefleksyjnie gnał w lawinie na oślep wraz z innymi. Poezja Miłosza jest więc pomyślana jako rodzaj osłony chroniącej przed wykorzenieniem człowieka z tego, co było budulcem cywilizacji, i co jego samego konstytuowało: greckich pojęć Prawdy i Piękna, rzymskiej republiki i klarowności klasycznej łaciny, chrześcijańskiej religii. Wbrew temu, co szalony wiek dwudziesty uczynił z dorobkiem kultury śródziemnomorskiej, zadaniem poetów jest, sądził Miłosz, uparcie odwoływać się do tych wartości, aby świat odbudować.
Rok później Miłosz „wita” młodego poetę w gronie literatów wierszem Do Tadeusza Różewicza poety. Zawiera w nim znamienne słowa:
Szczęśliwy naród, który ma poetę/ i w trudach swoich nie kroczy w milczeniu.
Akceptuje w ten sposób odmienne od swojego spojrzenie na świat oraz na wynikające z niego zadania poety i poezji. Wydaje się nawet, że Miłosz z zadowoleniem odnosi się do poezji Różewicza jako tej, która wyraża opinie, wobec których sam może się określić polemicznie, ale też – wobec której może znajdować ciągle nowe argumenty przemawiające za możliwością ocalenia tradycyjnych wartości w słowie poetyckim.
Obaj poeci do końca byli wierni założeniom sformułowanym na początku swej drogi twórczej. Miłosz traktował poezję jako narzędzie porządkującego opisu zarówno sfery fizycznej, jak i zharmonizowanej z nią przestrzeni duchowej świata. Jego wiersze, poprzez piękne nazywanie elementów ziemskiego universum, a także intelektualny namysł nad odwiecznymi wartościami konstytuującymi ludzką egzystencję – jak Prawda, Dobro, Piękno, Sprawiedliwość (często pisane przez Miłosza z wielkiej litery), ułożyły się w wielki hymn pochwalny na cześć Stwórcy, harmonii stworzenia i potęgi rozumu: Ład, liczba, symetria/ Są wszędzie, ich pochwałę wygrywa klawesyn/ I skrzypce, i skanduje łaciński heksametr – pisał w pięknym wierszu Linnaeus. Po świecie, jak po ogrodzie, przechadza się mądry poeta i wskazuje – tym, którzy pragną go słuchać – zasady odróżniania prawdy od fałszu i piękna od brzydoty. Czasem poeta podnosi brew, a jak trzeba, to i głos, kiedy należy rzecz osądzić i wydać surowy wyrok, jak w wierszu Który skrzywdziłeś:
Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,(…)
Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić – narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.
Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
I sznur, i gałąź pod ciężarem zgięta.
Czytelnikowi wierszy Miłosza udziela się głęboka ufność w sens trwania; pewność i nadzieja, że świat jest piękny, a człowiek dobry; wiara w to, że w obliczu katastrof i klęsk mamy dorobek kultury przekazany nam przez minione pokolenia, z którego, jak z niewyczerpalnego rezerwuaru możemy, a nawet powinniśmy czerpać dla odbudowywania tego, co unicestwia bezwzględny Czas. Mądrość zawarta w poezji Miłosza jest jak tarcza, której człowiek może użyć przeciwko destrukcji i śmierci.
Inaczej Różewicz. Zmarły w 2014 roku poeta nigdy nie wyzbył się nieufności wobec świata i natury człowieka. Wyrażał przekonanie, że świat tradycyjnych wartości legł w gruzy; co więcej – uważał, że wina leży również w samej cywilizacji, która nie potrafiła wytworzyć wystarczająco mocnych „zabezpieczeń” w postaci systemów etycznych, prawnych i religijnych, które uniemożliwiłyby pojawienie się totalitaryzmów i wojen światowych. Doświadczenie swego pokolenia najpełniej wyraził w dramacie Kartoteka, którego anonimowy Bohater jest bierny, apatyczny, bezradny wobec swej przeszłości i zagubiony w teraźniejszości; nie potrafi odróżnić podstawowych kategorii etycznych ani estetycznych, jest całkowicie bezradny wobec chaosu pojęć, których znaczenia nawet nie stara się dociec. Jedyne, co pozostało człowiekowi XX wieku, to pełen rozpaczy lament na pozbawionym transcendencji jałowym pobojowisku. Przejmująca jest wymowa poematu Spadanie z roku 1963: wykorzenionemu ze świata wartości człowiekowi zostało odebrane nawet fizyczne i moralne dno jako ostateczny punkt odniesienia, jako jedyne obiektywne kryterium oceny jego egzystencjalnych decyzji. Dawniej, pisze poeta, kiedy było dno, spadano/ i wznoszono się/ pionowo/ obecnie/ spada się /poziomo
Zanik przymiotników oceniających, relatywizacja i subiektywizacja pojęć oraz intelektualny chaos sprawiają, że człowiek, spadając we wszystkich kierunkach, nie ma właściwego rozeznania ani siebie, ani świata, co potęguje tylko jego bezradność i zagubienie.
W tym miejscu zasadne jest niezwykle istotne zastrzeżenie: twórczość Różewicza daleka jest od współczesnych nurtów antykulturowych polegających na groteskowym wyszydzaniu powszechnie uznawanych wartości. Wiersze Różewicza to nie obsceniczny rechot na cmentarzu ani bełkotliwe epatowanie publiczności „zderzaniem” sacrum z profanum, czy też nihilistyczne „przełamywanie tabu” w oczekiwaniu na to, co z tego wyniknie.
Bohatera literackiego wierszy naszego poety określa świadomość utraty; jest on przekonany, że odebrano mu coś niezwykle cennego, na odzyskanie czego nie ma nadziei. Efektem tej dojmującej pustki jest rozpacz. Różewicz nie postponuje wartości, tylko stara się wyrazić ogrom pustki, która pozostaje w świecie i człowieku po ich zniszczeniu.
Poeta programowo i konsekwentnie odmawiał przypisywania jakiejkolwiek konstruktywnej roli poezji, a także negował rolę poety. W wierszu Moja poezja pisał:
Moja poezja
niczego nie tłumaczy
niczego nie wyjaśnia
niczego się nie wyrzeka
nie ogarnia sobą całości
nie spełnia nadziei
Jak gdyby chciał podkreślić, że wobec poglądów Miłosza jest ciągle a rebours.
Ale, paradoksalnie, nasi poeci w tym miejscu się spotykają, a ich wiersze jawią się nie jako przeciwstawne sobie, tylko jako uzupełniające się nawzajem. W cytowanym utworze Linnaeus Miłosz napisał o sobie, że jest Wędrowcem i zbieraczem form widzialnych w gorzkim/ Stuleciu bez harmonii, zatem jego drogę poetycką można nazwać próbą przywrócenia utraconego Raju; wędrówką, której treścią jest uparte składanie pogubionych okruchów w jedną całość; innymi słowy – odbudowywanie utraconej w XX wieku harmonii.
Różewicz w tę harmonię nie wierzy, ale doskonale potrafi ją opisać; ona tkwi w jego wyobraźni jako byt, który został światu odjęty, umie precyzyjnie zdiagnozować naszą rzeczywistość poprzez nazwanie tych elementów, których w nim brakuje.
I właśnie w tej umiejętności nazywania rzeczy i zjawisk, których nie ma, ale które być powinny, tkwi humanistyczny wymiar poezji Tadeusza Różewicza.
Wiersze naszych wielkich poetów pasują do siebie jak puzzle skomplikowanej układanki. Tyle tylko, że puzzle Miłosza tkwią już mniej więcej na swoim miejscu, a tych, które pragnie ułożyć Różewicz, po prostu nie ma. Ale są one przez poetę doskonale opisane i wszyscy wiedzą, o co w całej tej układance chodzi.
Pasjonującą rzeczą jest wyobrażać sobie, jak ci dwaj piękni i mądrzy panowie przechadzają się teraz w zaświatach i konfrontują swoje ziemskie, poetyckie przewidywania z rzeczywistością, którą przychodzi im kontemplować.
I należy wierzyć, że tak jak potrafili w poezji pięknie się różnić, tak też teraz z godnością przyznają sobie nawzajem rację.