Refleksji (dawno) emerytowanej nauczycielki ciąg dalszy

Teresa Bugajska

Niedawno zadano mi pytanie: jaka, według Ciebie, powinna być szkoła publiczna? Myśli poszybowały błyskawicznie. Oczywiście: apolityczna, bezwyznaniowa i ?… W tym momencie przyszła refleksja: jaki ja i inni nauczyciele mamy wpływ na to, żeby te pragnienia się spełniły. Ile jeszcze wymienimy pomysłów, które muszą zostać tylko w sferze marzeń nie tylko nauczycieli.

Po wyborczym zwycięstwie Koalicji 15 października nastał dla nas czas wielkich oczekiwań i nadziei. Co zostało? Tylko wielkie rozczarowanie. Powtórzę za „Inspiracjami Polonistycznymi”: Głównym celem współczesnej szkoły jest wychowanie człowieka myślącego i twórczego, ale też człowieka, który szanuje siebie i innych, żyjącego w prawdzie i o wysokim morale.

Cel bardzo zaszczytny. Pozostaje pytanie, jak go zrealizować? Czy możliwe jest osiągnięcie tego celu w przepełnionych salach lekcyjnych, przy braku nauczycieli i ogólnie mówiąc przy permanentnym niedoinwestowaniu oświaty? Każda władza powinna mieć świadomość, że „Przyszłość Polski leży w rękach nauczycieli”.

Uprawiana dotychczas latami polityka zmieniających się ekip władzy, szczególnie finansowa, doprowadziła do tego, że do pracy w szkole zgłaszają się osoby bez kwalifikacji albo takie, które absolutnie nie nadają się do pracy z dziećmi. Zdolniejsi uczniowie szkół średnich (może nawet przyszli pasjonaci zawodu nauczycielskiego) szerokim łukiem omijają uczelnie pedagogiczne. Nic i nikt nie zachęca ich do pracy w szkole, pracy trudnej i bardzo odpowiedzialnej. Bo jak zachęcić młodych, którzy widzą, że szkoła nic nie daje, a zdobyta wiedza miesza się z biedą. Zawód nauczyciela został absolutnie spauperyzowany. Ostatnio obiecane wcześniej podwyżki pensji z ledwością pokryły koszty inflacji.(Na marginesie dodam, że od stycznia 2025 r. płaca minimalna ma wynosić 4 666 zł , stawka za godzinę 30,50 zł – zgodnie z doniesieniami medialnymi).

Obecne władze usiłują „ułożyć szkołę” pod obietnice wyborcze. Wprowadza się zmiany zgodne z propozycjami „ekspertów politycznych”, którzy znają szkołę z czasów, kiedy sami do niej chodzili. Pomija się doświadczenia autentycznych ekspertów, czyli nauczycieli z długoletnim stażem pracy, wyróżniających się osiągnięciami pedagogicznymi. Wiarygodni nauczyciele w ogóle nie są dopuszczani do współdecydowania o tym, jaka powinna być nowoczesna szkoła. A jakie są tego widoczne rezultaty? Tylko kilka przykładów.

Oto partia polityczna zabiera się do przygotowania programu wychowania patriotycznego. W tym miejscu pozwolę sobie wspomnieć pewną lekcję języka polskiego, kiedy sama byłam uczennicą III klasy szkoły podstawowej (czasy głębokiej komuny). Jeden z moich kolegów, trzecioklasista, bardzo ubolewał, że nie może pokazać, że jest patriotą, bo przecież wojna się skończyła. W odpowiedzi usłyszał od wspaniałej nauczycielki: naucz się synu poprawnie mówić i pisać po polsku, a będziesz wielkim patriotą. Ja tej lekcji nie zapomniałam, a nawet często ją wspominam, kiedy słyszę, jak nawet ci, którzy z racji wykonywanego zawodu powinni poprawnie mówić po polsku, kaleczą nasz język.

Kolejna nowość to definitywne wycofanie się z konieczności odrabiania prac domowych. I tak „wylano dziecko z kąpielą”, przy okazji  redukując ważne ogniwo procesu nauczania, jakim jest utrwalenie materiału. Jestem przekonana, że wpłynie to na obniżenie wyników kształcenia. Nawet ci „chętniejsi” stracą motywację do dodatkowej pracy – bo po co? Przecież żadnych korzyści dla siebie w tym nie dostrzegają.

Według „znawców” lekcje religii powinny się odbywać na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej. Inny „znawca” (tym razem rodzic) twierdzi, że wychowanie fizyczne powinno być na ostatniej lekcji, żeby „spocone i rozkojarzone dziecko” nie musiało uczestniczyć w pozostałych  zajęciach. Czy znajdzie się taki geniusz od układania planu (szczególnie w szkołach wielooddziałowych), który uwzględni te wszystkie życzenia?

Powyższe przykłady dowodzą, że nie wszystkie decyzje władz oświatowych zostały do końca przemyślane. Przy tej okazji pragnę zaznaczyć, że dziwi mnie niewielkie zainteresowanie władz oświatowych (Ministerstwo Edukacji), jak i związkowych (Związek Nauczycielstwa Polskiego) „oddolnymi” działaniami nauczycieli, którym problemy szkoły „leżą na sercu”. Pomimo informacji i zaproszeń nie pojawiają się ich przedstawiciele na spotkaniach.

Według mnie najtrafniej  obraz „chaosu oświatowego” przedstawiła Jolanta Dobrzyńska, ekspert oświatowy podczas posiedzenia Rady ds. Rodziny, Edukacji i Wychowania (15 maja 2024 r.) „Nauczyciele rezygnują z zawodu, rodzice są roszczeniowi a uczniowie przeżywają dramaty”

Dokąd nas to doprowadzi?!

Teresa Bugajska
dawno emerytowana nauczycielka

PS.

Kilka słów na temat oczekiwań rodziców na podstawie badań przeprowadzonych przez IBRiS w dniach 2 – 7 sierpnia 2024 r. , w których uczestniczyła grupa tysiąca dorosłych Polaków.

Rodzice żądają większego nacisku na umiejętności praktyczne i rozwijanie kompetencji ważnych zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym;

Chcą wprowadzenia do szkół zajęć z zarządzania finansami (40%);

Chcą usunięcia niektórych przedmiotów: religia (38%), muzyka (34%), plastyka (22%)