Antoni Buchała
Skrócona wersja tekstu, który ukazał się w pracy zbiorowej „Dzieje najnowsze w literaturze polskiej” w ramach serii „Literatura i Pamięć”, wyd. IPN, Warszawa 2019.
Kresowy epos: Nadberezyńcy Floriana Czarnyszewicza
Powieść Czarnyszewicza wyrasta z osobistych doświadczeń autora, mieszkańca jednej z polskich miejscowości położonych na wschodnich Kresach I Rzeczypospolitej. Po odzyskaniu niepodległości przeniósł się do Wilna, ale po kilku latach, rozczarowany odrodzoną Polską, wyjechał do Argentyny, gdzie pracował w rzeźni, a w wolnym czasie napisał swą powieść.
Akcja utworu rozgrywa się w latach 1911 – 1920 nad Dnieprem i Berezyną – najdalej na wschód wysuniętymi przyczółkami polskości, które zachowały tradycję, kulturę, język i religię przodków po rozbiorach. Autor prezentuje losy polskiej szlachty zaściankowej na tle przełomowych wydarzeń historycznych: Wielkiej Wojny, rewolucji i wojny polsko – bolszewickiej.
Powieść barwnie pokazuje obyczajowość i siłę cywilizacyjną polskości w otoczeniu białoruskiego morza, a także patriotyzm i nadzieję nadberezyńskich Polaków, że tereny te będą przyłączone do odrodzonej Rzeczypospolitej. Czarnyszewicz opisuje także gorycz i rozpacz, kiedy okazało się, że wojska polskie, które doszły do Dniepru, również dzięki wysiłkowi miejscowych, dostały rozkaz cofnięcia się wiele kilometrów na zachód.
Tragizm wymowy utworu wzmacnia świadomość tego, co stało się w latach trzydziestych XX wieku z nadberezyńskimi Polakami, którzy w wyniku Traktatu Ryskiego pozostali po wschodniej stronie granicy…
Trzy tomy: I – do wybuchu rewolucji, II – do klęski Niemiec i wycofania ich wojsk ze wschodniego frontu i III – do ostatecznego wycofania wojsk polskich z terenów miedzy Berezyną i Dnieprem układają się w epopeiczną historię, z wpisanymi w nią losami zbiorowości kresowych Polaków, których reprezentują bohaterowie indywidualni: Staś Bałaszewicz, Kościk Wasilewski i Karusia. Tych dwoje ostatnich łączy żarliwa, czysta miłość, pełna wzniosłych marzeń, ale też niedopowiedzeń, intryg i wynikających z nich nieporozumień i rozczarowań.
Narracja jest trzecioosobowa, żywy styl niestroniący od eseistycznej syntezy, ale też pewnej afektacji wynikającej ze szczerego wzruszenia, z epickim oddechem eksponuje wątki obyczajowe naturalnie splatające się z politycznymi; język jędrny, kapitalnie stylizowany, podkreśla koloryt kresowej prowincji.
Powieść jest realistyczna, może trochę idealizuje czasy i ludzi, ale tworzy obraz nie bezkrytyczny: okazuje się, że po polskiej stronie też trafiali się bolszewiccy zdrajcy, ponieważ siła komunistycznego zaczadzenia była tak potężna, że wielu nie mogło się jej oprzeć.
Tło historyczne i geograficzne
Nadberezyńców warto czytać z mapą II Rzeczypospolitej obejmującej tereny położone od niej na wschód, aby przypomnieć, jak daleko sięgały tereny Polski przedrozbiorowej, i jak długo przetrwały polskie wsie i miasteczka położone tak daleko od ziem rdzennie polskich. Warto poszukać miejscowości, w których rozgrywa się akcja: Bobrujska, Wończy i Smolarni. Trochę informacji na ten temat można znaleźć w Internecie, ponieważ wielbiciele książki odbywają wyprawy śladami jej bohaterów i publikują swe odkrycia.
W obrębie tego zagadnienia trzeba omówić „odpryski” rewolucji październikowej tak, jak one były postrzegane przez bohaterów powieści. Kresowi Polacy oceniają działania bolszewików niemal jak najazd przedintelektualnych i przedkulturalnych formacji ludzkości. Warto też zrekonstruować szlak wojenny brygady generała Dowbora – Muśnickiego, która doszła aż do Dniepru, ale potem się wycofała, zostawiając zamieszkałych tam Polaków na łaskę bolszewików. Powieść ilustruje, jak głęboko losy jednostkowe są powiązane z historią Europy: ziemie między Berezyną i Dnieprem kilka razy przechodziły z rąk do rąk, powodując u zamieszkujących je Polaków skrajne odczucia: od patriotycznej euforii do czarnej rozpaczy. Ale należy pamiętać, że nie tylko o uczucia tu idzie: przynależność polityczna małej ojczyzny była wyznacznikiem egzystencjalnego szczęścia definiowanego bezpieczeństwem, podmiotowym traktowaniem i względnym dobrobytem albo łączyła się z apokaliptycznym zagrożeniem wynikającym z postępującego bolszewizmu.
Pierwszy rozdział drugiego tomu powieści nosi tytuł Rewolucja i ma formę doskonałego, syntetycznego eseju, w którym autor opisuje mechanizm sowieckiego przewrotu z punktu widzenia białoruskich chłopów:
Gdyby słońce zatrzymało się w swym biegu, chłop białoruski więcej by się nie zdziwił i nie zmartwił niż detronizacją cara. Miał go za władcę ustanowionego wolą Bożą, którego żadne prawo ludzkie zmienić, żadna moc usunąć nie zdoła – miał go za dobrodzieja swego. Czcił go, ubóstwiał, wierzył mu, w nim pokładał nadzieje polepszenia bytu swego. Onże nasz prawosławny, mówił, onże nas od robót pańszczyźnianych polskim panom uwolnił, onże nas ziemią nadzielił, onże nas przed lutym Niemcem broni. Wierzył święcie, iż niedola chłopska była troską codzienną cara.
Potem następuje rekonstrukcja dokonującej się mentalnej zmiany, która wynika miedzy innymi z fałszywej etymologii nowego słowa demokracja; mianowicie białoruskiem chłopu kojarzy się ona z krażą, czyli kradzieżą. Ponieważ z obwieszczeń wynikało, że chłopi mogą korzystać z runa leśnego, wypasać krowy w lesie i zbierać suchy łom, to skoro najpierw nie było wolno korzystać z drewna z lasu, a teraz nagle wolno, to jest to coś w rodzaju rewolucyjnego przewrotu, od którego jest już bardzo blisko do wewnętrznego przyzwolenia na wycinanie zdrowych drzew, a potem żądanie kolejnych przywilejów:
Jeżeli mamy prawo zbierać wierzchowiny i wykrocie – wmawiali w siebie – to czemu nie wolno ma być ciąć suchostój? – Wszak to również martwe – walili suchostój. A potem: – Jeżeli nam zezwalają walić suche, martwe, to czemu nie mają zezwolić więdłe, chore? W końcu: – Jeżeli wolno ciąć chorowite, to czemu nie wolno ma być zdrowe? Wszak i te w przyszłości mogą zachorować.
Czarnyszewicz ilustruje w tym rozdziale moralną deprawację człowieka, która następuje w wyniku zakłócenia dotychczasowego ładu. Białoruski chłop kradł, ale wiedział, że to zło, bo uznawał boski porządek polegający w ziemskim wymiarze na tym, że na straży świętego prawa własności stoi urzędnik państwowy działający w imieniu cara. Kiedy chłopu powiedziano, że las jest państwowy, to znaczy wspólny, zrozumiał z tego tylko, że każdy może sobie z niego wziąć tyle, ile potrafi w krótkim czasie wyciąć, aby ubiec innych, choćby to drzewo miało zgnić u niego na podwórzu. Z następnych rozdziałów wynika, że tzw. dobrodziejstwa rewolucji rosyjscy i białoruscy chłopi rozumieli jako zezwolenie na nieograniczoną grabież.
Postępująca demoralizacja sieje jednak spustoszenie tylko wśród ludności rosyjskiej i białoruskiej; ci ludzie nie rozumieją słów „wspólnota”, „dobro wspólne” i w tym sensie nie tworzą społeczeństwa, tylko konglomerat egoistycznych jednostek. Jedynym, co ich łączy, jest specyficzny stosunek do Polaków będący połączeniem fascynacji, strachu i nienawiści.
Polski etos
Polacy zdecydowanie odróżniają się od swych słowiańskich pobratymców. Mają świadomość odrębności kulturowej, w tym religijnej, która stanowi też o ich autoidentyfikacji. Polacy dbają o wykształcenie dzieci i w tym celu zatrudniają nauczyciela, starają się o wspólne wybudowanie kościoła w Wończy; w obliczu wojennego chaosu i niepewności biorą sprawy w swoje ręce i organizują przedsięwzięcia, które, jak sądzą, nie są zakazane, na przykład towarzystwo o nazwie Siła, którego celem jest czytanie książek, organizowanie pogadanek i dyskusji politycznych oraz szerzenie aktywności fizycznej. Słowem – każdą nadarzającą się okazję wykorzystują, aby poszerzyć zakres wolności – zarówno indywidualnej, ale nade wszystko wspólnotowej.
Ów specyficzny polski etos jest widoczny także w życiu prywatnym, i to od najmłodszych lat. Kiedy nauczyciel w szkole w Wończy zarządza bitwę na śnieżki, w której naprzeciw dwa razy liczniejszych Ruskich mają wystąpić połączone siły Polaków i Żydów, młodzi Polacy, mimo natychmiastowej dezercji Żydów, podejmują honorową walkę, która z góry jest skazana na klęskę. Innym razem solidarnie odmawiają pójścia do cerkwi w dzień urodzin cara. Jest to manifestacja wolnościowa wynikająca z logicznej interpretacji szkolnego prawa, które zezwala na niepójście z tej okazji do cerkwi Żydom. Młodzi Polacy zawsze zwyczajowo chodzili, ale w jednym roku postanowili ten zwyczaj złamać, narażając się na szykany nauczycieli. Młodzi mężczyźni są odważni, umieją się bić, stając w obronie własnej, przyjaciela lub ukochanej kobiety. Staś Bałaszewicz nie zdradza informacji, których oczekują od niego oprawcy, tylko z ogromną odpornością na ból decyduje się wytrzymać chłostę. Chłopcy są szarmanccy wobec dziewcząt, dziewczęta skromne, wrażliwe i szlachetne. Kiedy świeżo zaręczonej Hańce Piotrowskiej baby każą usiąść na dzieży, aby tym zabobonnym gestem udowodniła swoje panieństwo, dziewczyna wzbrania się, ale, widząc brak sprzeciwu swego przyszłego męża, spełnia żądanie jego ciotek, lecz zaraz zrywa zaręczyny, mówiąc, że ją tutaj publicznie upokorzono.
Dorośli Polacy potrafią wspaniałomyślnie uwolnić pojmanych bandytów z białoruskiej szajki, która mordowała ich krewnych podczas napadów. Herszta tylko postraszono, a reszcie bandy ogolono głowy, zaskarbiając sobie ich, przynajmniej deklaratywną, dozgonną wdzięczność.
Obserwujemy całą gamę postaw ludzkich: odwagę, szlachetność, honor. Bohaterstwo nadberezyńskich Polaków, ich heroiczne postawy to niemal nieświadome odruchy; to reakcje szczere; naturalne i nie traktowane przez nich jako coś wyjątkowego. Ale mamy też do czynienia z podłością, zdradą, donosicielstwem i nikczemnością. Jest jedna czarna owca w polskiej wspólnocie – Jaś Ładan, który od początku opowiada się po stronie bolszewików, jednak jego rodzina trwa przy wspólnocie i pragnie zmazać hańbę sprowadzoną na nią przez wyrodnego potomka. Na pogrzebie zamordowanego przez Jasia chłopca mowę wygłasza ojciec mordercy, błagając wszystkich o przebaczenie, a siostry kata rzucają się matce ofiary do nóg, następnie ofiarowują się do końca życia pozostać w panieństwie, chcąc w ten sposób odpokutować za hańbę, którą ściągnął na nie brat.
Wiara
Religia katolicka jest dla wszystkich, dzieci, młodzieży, dorosłych i starców, jednym z najważniejszych elementów odrębności i fundamentów wspólnoty. Rozpoczynanie każdego przedsięwzięcia z Bożym imieniem i powoływanie się na Jego łaskę jest dla Nadberezyńców czymś tak oczywistym, że wręcz niezauważalnym. Wiara to powietrze, którym oddychają, to woda, którą się żywią; to krew, która krąży w społecznym obiegu, utrzymując wszystkich przy życiu. Nieprzypadkiem też Jaś, któremu imponują komunistyczne idee, najpierw dał się poznać jako niewierzący. Wszyscy pozostali uznają wiarę za źródło wszelkiego dobra, religijność za naturalną postawę świadczącą o mądrości człowieka, a bojaźń Bożą i wynikające z niej postawy etyczne za sprawę bezdyskusyjną. W oczywisty sposób łączą ideę wolności politycznej z opieką Opatrzności: na wieść o tym, że polskie legiony są w Bobrujsku, wszyscy zgromadzeni śpiewają Boże, coś Polskę, zaś okazją do największej manifestacji polskości jest poświęcenie kaplicy w Wończy przez biskupa.
Wiara daje też polskiej społeczności siłę do przezwyciężenia przeciwności losu. Drugą po wizycie biskupa manifestacją polskości jest pogrzeb Kazika, zamordowanego przez bolszewików. Nikt nie ma wątpliwości, że to męczennik złożony na ołtarzu wolności ojczyzny, mitycznego Królestwa Polskiego.
Królestwo Polskie
Po wierze katolickiej największą świętością dla Nadberezyńców jest Polska. Często mówią o ojczyźnie jako o Królestwie Polskim. Jest w tej nazwie coś transcendentnego; coś więcej niż tylko wspólnota związana interesem politycznym tu i teraz. Ojczyzna Polaków funkcjonuje w świadomości bohaterów jako połączenie doskonale zorganizowanego państwa ziemskiego i idealnego, mitycznego dziedzictwa, którym Opatrzność w swej łasce obdarowała ludzi dla ich dobra. Dlatego przyszła Polska jawi się jako ucieleśnienie marzeń o powszechnej sprawiedliwości, braterstwie i równości, która jednakże nie kłóci się z hierarchiczną władzą; w której demokracja nie jest sprzeczna z wiarą religijną.
Miała to być Polska, która szanuje prawa innych zamieszkujących ją narodów. Piotrowski tłumaczy to następująco: U nas żadnego przyciśnienia nie będzie. Wolność będzie dla ruskich, polskich, Żydów, Tatarów i wszystkich innych nacji. W mowie i modlitwie. Tak będzie – mówił z takim przekonaniem, jakby już widział zredagowaną konstytucję.
Nadberezyńscy Polacy nie czekają jednak biernie na wyroki Opatrzności lub rozstrzygnięcia wielkich mocarstw. Wiedzą, że dostaną Polskę, o ile na nią zasłużą, o ile sobie ją wywalczą. Wielka jest zatem mobilizacja narodu, pełna zapału i wynikającego z niego solidarnego wysiłku; zarówno działań zbrojnych, jak i samodzielnych zabiegów dyplomatycznych.
Symbolicznie można potraktować pierwsze decyzje, które zapadły na wiecu w Smolarni po prowizorycznym zainstalowaniu się polskiej władzy. Wybrano wtedy sołtysa, postanowiono zbudować szkołę i kościół w Wończy jako wotum dziękczynne za odzyskanie niepodległości. Demokratyczna władza, edukacja i religia – to trzy filary nowego państwa, o którym marzą, i które planują zbudować Nadberezyńcy. Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy – można uznać, że słowa naszego hymnu narodowego stanowią niewyrażone motto, główną ideę przyświecającą nadberezyńskim rodakom.
Szczególnie młodzi Polacy są mocno zakorzenieni w wierze i patriotyzmie. Kształtują swój światopogląd w konfrontacji z szerzącymi się ideami komunistycznymi, których wpływy rosną wśród młodzieży ruskiej i żydowskiej. Polacy są jednak świetnymi obserwatorami i doskonale rozumieją, że niepodległe państwo i wiara katolicka są źródłem oraz rękojmią wolności i praw ludzkich; że stoją one na straży przyrodzonej godności człowieka. Kazik tak to tłumaczy Jasiowi, zwolennikowi bolszewików:
Chodzenie wskazaną brózną, jedzenie ze wspólnego żłobu tej samej potrawy, mieszkanie w jednakim budynku, może zadowolnić wołu, ale człowieka nigdy. Człowiek, z małymi wyjątkami lubi pracować samodzielnie, lubi urządzać swe pomieszczenie jak najwygodniej i podług własnego gustu, chce być właścicielem warsztatu i swej pracy. Posiadanie tych praw zagrzewa go do intensywniejszej pracy, stawia do wyścigu i udoskonala. Życie człowieka jest tylko wyścigiem: siły, zdolności i rozumu. Rząd dbający o dobro swych obywateli, o rozwój państwa, nie tylko nie powinien hamować tego wyścigu, ale zagrzewać doń. Baczyć tylko trzeba, by nie rzucano sobie kłód pod nogi, by jeden na drugim nie podjeżdżał, by biegiem swym drugiemu nie zawadzał.
Polacy często mówią o wyczekiwanej ojczyźnie z patosem, który jednak nie razi, bo nie jest czymś sztucznym ani wyuczonym. To żarliwe słowa, które płyną szczerze, naturalnie, prosto z serca, jak w dialogu między dwojgiem młodych ludzi: Kazikiem – polskim żołnierzem i Karusią, która bardzo chce, aby ją też do wojska przyjęli. Dziewczyna tłumaczy swoje chęci następująco: Ja już wiem, jaka to ważność Królestwo Polskie, jaką Ono dobroć dla ludzi ma. Ono i mnie, jak wam, droższe jest nad wszystkie rozkosze. Kazik dopytuje: No cóż to jest takiego, jak pani mówi, Królestwo Polskie? Karusia odpowiada: Co jest?… To jest taka… To jest jak by to powiedzieć… Jest to coś takiego, bez czego życie nasze nic nie warte. Przypomina się tu słynna rozmowa między Poetą i Panną Młodą z Wesela Wyspiańskiego, jednak Karusia, choć też jest prostą dziewczyną, nie dopytuje A kaz tys ta Polska, kaz ta, pon wiedzą? Nie musi o to pytać, bo nadberezyńska Smolarnia wydaje się leżeć dużo bliżej królewskiego Krakowa niż Bronowice.
Epopeja
Nie można pominąć epopeicznego wymiaru dzieła Czarnyszewicza. Portret zbiorowości na tle przełomowych wydarzeń historycznych, bohaterowie jako herosi w wymiarze fizycznym i moralnym, bezdyskusyjna kwalifikacja wyborów etycznych, wojna o niepodległość państwa traktowana jako narodowa świętość i językowy patos – to nawiązanie do najlepszych wzorów nie tylko polskiej tradycji epickiej. Wszystkie te elementy występują w powieści w sposób dyskretny; nie przytłaczają odbiorcy, lecz pozwalają się odkrywać i smakować powoli, dostarczając ogromnej czytelniczej satysfakcji.
Sporo jest bezpośrednich nawiązań do Pana Tadeusza i Chłopów: Stach Bałaszewicz, który uczy się na księdza, uświadamia politycznie Polaków z odległych zaścianków i namawia ich do zorganizowania powstania w obliczu zbliżającej się klęski caratu. W krótkim rozdziale Wiosna, w którym po raz pierwszy pojawia się nadzieja na powrót wolnej Polski nad Berezynę, euforia udziela się samemu narratorowi, który tak kończy rozdział:
O wiosnoż nasza dowborowa! Dumo nasza! Nagrodo za długoletnie szykany i krzywdy ciemiężców! Najsłodszy kwiecie naszego żywota! Wspomnienie, kojące ból tęsknicy w długiej i dalekiej tułaczce!
Kilka rozdziałów dalej, tej samej wiosny, na końcu opisu wizyty biskupa z okazji poświęcenia kaplicy w Wończy, narrator jedyny raz ujawnia się w pierwszej osobie słowami:
Oto tyle już czasu od owej uroczystości upłynęło, a jednak, gdy tylko usłyszę gdzieś śpiew litanii, albo samą jej nutę, w rozmyśleniu tęsknym o ziemicy rodzonej przypomnę sobie, to zawsze jakby widzę zgromadzenie braci, jakby słyszę ich błaganie żałosne i za każdym razem łzy mi w oczach stają. Jak Boga kocham!
Księgi Pana Tadeusza przypominają również opisy puszczy oraz jej roli w życiu mieszkańców nadberezyńskich zaścianków. Puszcza jest dla ludzi źródłem pożywienia i budulca, a w razie konieczności daje schronienie. Fascynujący jest opis jądra puszczy, nazywanego przez autora wprost sanktuarium, ponieważ jest ono jednocześnie depozytariuszem największych skarbów polskiej historii. Tam drzewa noszą imiona polskich władców, a w czasie potężnej burzy, którą Kościk i Stach obserwują z wierzchołka wyniosłej jodły, falująca puszcza przyrównana jest do bitwy pod Grunwaldem i wiedeńskiego pogromu Turków. Zaraz potem Kościk, promieniujący uniesieniem, inwokuje długą modlitwę, coś w rodzaju hymnu skierowanego do sakralizowanej puszczy, zaczynającego się od słów
Puszczo święta! Biblio najprawdziwsza! Ogrodzie rajski!
Potem następuje szereg wzniosłych wyliczeń, w których autor przypisuje nadberezyńskiemu lasowi cechy nieomal boskie. Podobne uwznioślenie przyrody można spotkać tylko na kartach dzieła Mickiewicza. Podobnie też, jak w opisie litewskich kniei, nabiera puszcza cech nadprzyrodzonych: ludzie mówili, że ktoś wyciął kiedyś z jej dziewiczego zakątka, wbrew surowemu zakazowi, mały kawałek jesionu i zrobił płozy do sanek, jednak dopóty nie zaznał spokoju od czartów, dopóki sanek nie rozebrał, nie odniósł płozy, skąd ją wyciął i jeszcze popowi na „żertwę” posłał.
Porównaniem nadberezyńskiego narodu do lasu posługuje się też biskup w czasie wzmiankowanej uroczystości w Wończy: określa mieszkańców okolicznych zaścianków mianem puszczy, co prawda przetrzebionej, jak to zwykle na obrzeżach, jednak takiej, w której zachowały się pnie najmocniejsze i najgłębiej ukorzenione. Nawet jeżeli któreś drzewo w tym polskim lesie jest chore lub przełamane, kiedy zostanie zaopiekowane przez nowego, troskliwego gospodarza, nie tylko wyzdrowieje, ale jeszcze młode pędy wypuści.
Epopeja Czarnyszewicza nosi także cechy powieści przygodowej, nawet łotrzykowskiej: wiele w niej podróży, bójek, konieczności salwowania się ucieczką i ukrywania w przebraniu. Bohaterowie wielokrotnie zawdzięczają swoje ocalenie sprytowi, ale też szczęśliwemu zbiegowi okoliczności; pechowo wpadają w pułapki i przeżywają szczęśliwe uwolnienia.
Staś schwytany po ucieczce, zostaje uwolniony paradoksalnie przez żołnierzy – zwolenników rewolucji. Dwóch chłopców zgadza się na służbę w wywiadzie i jeden z nich, w kobiecym przebraniu, omal nie zostaje zdemaskowany przez młodego oficera bolszewickiego, który kieruje się zgoła nie patriotycznymi pobudkami.
Nadberezyńcy swoją walkę o Polskę przegrali, ale potrafili pielęgnować polskość. Czarnyszewicz napisał o nich książkę, która jest tej polskości pochwałą, ale też poniekąd nekrologiem. Późniejsze wypadki historyczne sprawiły, że Polska nad Berezynę nie powróciła, a mieszkający tam Polacy albo przenieśli się do kraju, albo zostali deportowani w głąb ZSRR, podzielając losy polskiej ludności z terenów przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Na początku mieszkańcy nadberezyńskich ziem pewno mieli szansę na powodzenie swoich działań, jednak im dłużej trwały walki, tym bardziej te szanse malały. Ale przecież nawet te pozornie beznadziejne starania nie są pozbawione sensu, ponieważ, jak pisał Henryk Elzenberg: Wartość walki tkwi nie w szansach zwycięstwa sprawy, w imię której się ją podjęło, ale w wartości tej sprawy.
Pozbawionym wymarzonego Królestwa Polskiego Nadberezyńcom tym łatwiej było przyjąć tę myśl jako własną, im bardziej rozumieli, że tak naprawdę ich ojczyzną jest język, a stolicą łacińska cywilizacja.
***
Nadberezyńcy to wielka, piękna i mądra powieść; takie późniejsze o 30 lat Nad Niemnem, ale dużo bardziej interesujące dla młodzieży. W trakcie jej lektury nieodparcie nasuwa się pytanie, czy taka Polska – wielka, piękna i czysta, jak w sercach młodych Nadberezyńców jeszcze istnieje, albo też: czy uda się taką Polskę w sercach młodych Polaków odbudować?
A raczej: czy uda się ukształtować młodych Polaków na ludzi, którzy taką Polskę będą zdolni w swych sercach i umysłach pomieścić – i unieść?